Nie ma sensu zostawiać już komentarzy na tym blogu, ponieważ nie zaglądam tu za często, ale jeśli wciąż chcecie się ze mną skontaktować, piszcie:
florenssana@gmail.com

wtorek, 19 marca 2013

Część I: Hermiona Weasley; Rozdział III



   Ron trzymał w ręku kopertę z rozerwaną pieczęcią Hogwartu. Czekałam na nią trzy dni, aż w końcu przyniosła dla mnie dobre wieści. Niestety, tylko dla mnie.
- Hermiono, dlaczego mi to robisz? Droczego n a m to robisz? – Ron opuścił bezradnie ręce. – Dlaczego po prostu nie możesz chociaż udawać, że pamiętasz…
- A więc tego chcesz? – oburzyłam się, chociaż nie podnosiłam głosu. – Żebym udawała kogoś kim nie jestem, tak? Ron, zrozum. Nie potrafię patrzeć na ciebie i nie myśleć o tym co widziałam wtedy… kiedy mnie nie było.
- Ale ty była! Cały czas leżałaś na tym cholernym łóżku! – krzyknął i podniósł ręce do głowy. Przez chwilę wydawało mi się, że zacznie sobie wyrywać włosy. – To wszystko, całe to więzienie, śmierciożercy, to wszystko sobie tylko zmyśliłaś! Wszyscy lekarze tak mówią! Dlaczego nie chcesz im uwierzyć?! Dlaczego nie chcesz uwierzyć mi?!
- Nie widziałeś tego co ja! To nie był sen! Nie jestem psychiczna! – krzyknęłam, a w oczach zebrały mi się łzy.
- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś psychiczna – uspokoił się Ron, patrząc na mnie poważnie. – Hermiono, po prostu martwię się. Od dwóch miesięcy nie robisz nic poza unikaniem mnie. Jakbym był toksyczny… A teraz chcesz wyjechać?
- Muszę. To wszystko mnie zabija, rozumiesz?! Nie patrz się tak na mnie! Dobrze wiesz, że mam wyrzuty sumienia. Ale nie potrafię… nie potrafię działać inaczej.
- A więc chcesz uciec, tak? Co się stało z tą Hermioną, którą znałem od pierwszej klasy Hogwaru?
- O to właśnie chodzi! – krzyknęłam, jakby udzielił poprawnej odpowiedzi w jakimś teleturnieju. – To nie jestem ja! Nie jestem tą Hermioną, która nosiła ze sobą tonę książek i pisała za ciebie wypracowania. Nie jestem też tą Hermioną, która wyszła za ciebie i urodziła twoje dzieci! Przepraszam, chciałabym ci pomóc, ale spójrzmy prawdzie w oczy – jestem beznadziejna jako matka, a jeszcze gorsza jako żona!
- Nie mów tak – Ron spuścił głowę. A potem przypomniał sobie coś i spojrzał na mnie z nadzieją. – Pamiętasz jak rok po naszym ślubie wyjechaliśmy nad morze? Chcieliśmy kupić sobie taki mały domek przy plaży, jak Fleur i Bill, ale Harry z Ginny zaproponowali to miejsce, bo było blisko nich – rozłożył ręce pokazując na ściany gabinetu.
   Pokręciłam głową.
- Przykro mi Ron, nie pamiętam niczego co miałoby związek z tobą, poza Hogwartem i mieszkaniem w namiocie. Pamiętam tylko te miejsca, które odwiedziliśmy razem z Harry’m – powiedziałam to spokojnie i bezdusznie. Nie chciałam ranić Rona, ale był to jedyny sposób, by pozwolił mi odejść.
- Hermiono… - zawahał się. – Zadam ci jedno, jedyne pytanie i puszczę cię wolno, bo widzę, że to wszystko nie ma sensu. Tylko, proszę cię, zastanów się i odpowiedź szczerze. Dobrze?
   Kiwnęłam głową posłusznie.
- Czy potrafisz pokochać mnie jeszcze raz? Tak jak kochałaś mnie, kiedy byliśmy szczęśliwi?
   Dobre pytanie. Ron nie pytał się mnie, czy teraz go kocham, tylko czy jestem w stanie zrobić to znowu. Tak bardzo chciałabym mieć pewność co do tego… A potem znów widziałam siebie na scenie z Malfoyem, młodym chłopakiem, naiwnie wierzącym, że wybrano go do tego zadania, bo był wyjątkowy, zupełnie jak Draco swego czasu, i Growgovem, zachowującym się, jakby to wszystko było tylko grą.
- Nie, Ron. Nie potrafię.

* * *

   Harry otworzył mi drzwi i wpuścił do środka bez słowa. Ginny siedziała w salonie i próbowała zmusić szydełko do wyszycia serwetki, ale jej próby spełzły na niczym. Serwetka bardziej przypominała dziurawy czepek. Gdy pani Potter zobaczyła moją czerwoną od płaczu twarz poderwała się z fotela i podbiegła do mnie z przestraszoną miną.
- Powiedział, że mogę iść – szepnęłam przez łzy.
- Jak to? Co się stało? – Ginny odgarnęła moje włosy z twarzy i zaprowadziła mnie do fotela.
- Ja… przepraszam. Nie potrafię go kochać. Nawet jakbym chciała…! – zakryłam twarz w dłoniach szlochając. – Powiedział, że nie chce, żebym była więźniem we własnym domu. Ginny. Wracam do Hogwartu.
   Ginny usiadła na oparciu fotela i przytuliła mnie do siebie.
- Co masz na myśli mówiąc, ze ‘wracasz’? – zapytała się mnie, machając jednocześnie różdżką w kierunku kuchni, z której przyleciały do nas po chwili dwa kubki parującej herbaty na plastikowej tacy.
- Napisałam do dyrektora… dyrektorki – zawahałam się. – Że przyjmę każde stanowisko, które mi zaproponują. I dzisiaj odpisali…
   Przerwałam, znów zanosząc się płaczem.
- I co? Co napisała McGonnagal?
- Szukają dwóch osób w tym roku. Profesor Flitwick odszedł na emeryturę, a starego nauczyciela obrony przed czarną magią zabił wilkołak tydzień temu w górach. Na jego stanowisko już się ktoś zgłosił, dlatego McGonnagal zaproponowała mi posadę nauczyciela zaklęć. Wyjeżdżam ostatniego dnia sierpnia.
- To za dwa dni – powiedziała Ginny patrząc się w podłogę. – I Ron nie ma nic przeciwko? – upewniła się.
- Oczywiście, że ma! Ale jest wystarczająco inteligentny, żeby wiedzieć, że i tak tam pojadę.
- A co z dziećmi? To znaczy… Hugo jest jeszcze taki mały…
- Ginny – popatrzyłam się na nią z bólem. – To nie są moje dzieci… I choćby tysiąc uzdrowicieli próbowało mnie przekonać, że z medycznego punktu widzenia pochodzą z mojej krwi, to nigdy nie pokocham ich tak, jak matka powinna. Nie popatrzę na nie tak, jak ty na Jamesa, Albusa i Lily.
- Ale co ja bez ciebie tutaj zrobię?
- Radziłaś sobie przez tak długi czas. Jakoś wytrzymasz. Do tego, masz jeszcze treningi quidditcha.
- Treningi będę musiała sobie odpuścić na kilka dobrych miesięcy – powiedziała Ginny tajemniczo. Zerknęłam na nią zaciekawiona. – Jestem w ciąży.
   Zanim zdążyłam jakoś zareagować na tę informację, Harry wystawił głowę przed drzwi i uśmiechnął się do nas.
- Powiedziałaś jej?
   Ginny rzuciła w niego czepko-serwetką, żeby wygonić go z pokoju. Zaśmiałam się. To był dobry pomysł, żeby tu przyjść. Mogłam oderwać się od monotonności, która mnie otaczała w moim domu.
- No co? Jestem dumny, że będę mieć drugą córkę – powiedział Harry i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
- Córkę? Więc czwarta będzie dziewczynka? – popatrzyłam na Ginny uśmiechając się lekko. Łzy na moich policzkach jeszcze nie zaschły, ale czułam się już znacznie lepiej.
- Czwarta i raczej ostatnia – Ginny uśmiechnęła się do mnie patrząc na szydełka leżące na stole. – Z naszymi karierami nie mamy zbyt wiele czasu na życie rodzinne, a nie chce zaniedbywać dzieci.
- Jesteś wspaniała – mruknęłam patrząc się na nią szczerze. – Jesteś dobrą matką, sławną zawodniczką w quidditcha, wspaniałą żoną…
- … i beznadziejną szwaczką – zaśmiała się Ginny chowając szydełko do szuflady w komodzie i siadając na fotelu naprzeciwko mnie. – Nie przesadzaj z tymi komplementami. Tobie w życiu też wyszło wiele rzeczy.
- Nie przypominam sobie – powiedziałam i nagle zorientowałam się, jak bardzo dosłownie można brać moje słowa. Wybuchłam śmiechem po raz pierwszy od wyjścia ze szpitala.
   Ginny zawtórowała mi, ale bez przekonania. Ona wciąż czuła słodko-gorzki smak moich żartów.
- Mam nadzieję, że w Hogwarcie będziesz szczęśliwa.
- To miejsce nigdy się nie zmienia. Tak będę mogła żyć, jakby ten cały wypadek nigdy nie miał miejsca.
- Nie mów, że Hogwart się nie zmienia. Wiem, że jest tam kilka nowych twarzy.
- Jakich?
- Cóż. Numerologii uczy teraz Szkotka, Emma Villens. A w tamtym roku zielarstwem zajął się nasz kochany Neville – Ginny posłała mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Longbottom? Naprawdę?! – uśmiechnęłam się szeroko. – To wspaniale! Nie będę tam sama… Kto by się spodziewał…
- Prawda? – zaśmiała się Ginny. – Wiem, że mógł zostać aurorem, tak jak Harry i Ron, ale nie chciał tej pracy. Wiesz jaki on czasami jest. Bał się, że będzie piątym kołem…
- Biedny Neville…
- Nie martw się o niego. Z tego co wiem radzi sobie całkiem nieźle. Najpierw podróżował trochę po Anglii z Luną, potem chyba się rozstali, czy coś… W każdym razie pojechał do Hogwartu, a ona wróciła do swojego rodzinnego domu i razem ze swoim ojcem prowadzą teraz Żonglera.
- O, to dobrze – mruknęłam wpatrując się w swoje palce. Jednak nie tak wyobrażałam sobie przyszłość moich przyjaciół. Po tym wszystkim co wspólnie zrobiliśmy, wyobrażałam sobie, że zajdą gdzieś bardzo daleko, jak Harry i Ginny. A nie utknął w miejscu.
- To był ich wybór, Hermiono – powiedziała Ginny, widząc moją minę. – Ty też postanowiłaś zrezygnować z biura w Urzędzie Magii i wrócić do szkoły…
- Ale ja to co innego…
- To znaczy?
   Chciała, żebym przyznała, że uważam się za psychiczną, tak?
- Przestań już – machnęłam ręką zdenerwowana. – Chyba wrócę do siebie i prześpię się trochę. Dziękuje za wszystko.
   Pożegnałam się z nią, a potem pogratulowałam Harry’emu córeczki i wróciłam do ciemnego mieszkania. Wszyscy już spali. Przeszłam na palcach do swojego gabinetu i zamarłam. Ktoś czekał tam na mnie.

________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Przy ostatnim zaczęłam się śmiać na głos, ale ok... komentarz to komentarz :D
Następny rozdział prawdopodobnie opublikuje w niedzielę. 

Hermiona podbija Hogwaaart! ;)

10 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza !! I nawet już przeczytałam. Super, że po długiej przerwie się em.. "pozbierałaś" i nie dość, że znowu dodajesz to jeszcze tak regularnie i dość często. Super. Poezja. Ach, i rozumiem, że to nasz kochany Draco będzie nauczał Hogwartczyków czarnej magi?? No to nie zamulam i czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko pięknie jak zawsze. Ale muszę się przyczepić do jednego. Ginny w ciąży? W ciąży z Lily? Ale przecież w epilogu Tomu I miała już trójkę dzieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Jezusie! Przepraszam, coś musiało mi się pomylić!
      Cóż, wychodzi na to, że Potterowie będą mieli czwórkę dzieci... albo może nie... ;)

      Usuń
    2. OK, czekam na rozwój wydarzeń. :>

      Usuń
  3. A więc jednak Hermiona podjeła ostateczną decyzję o wyjeżdzie:)
    Jestem naprawdę ciekawa jak poradzi sobie w szkolnej rzeczywistości,
    ale przede wszystkim intryguje mnie kto n nią czekał w gabinecie.
    Już nie mogę doczekać się nowości!:)

    Pozdrawiam
    Orchidea

    OdpowiedzUsuń
  4. cos mi mowi ze posade nauczyciela obronu przed czarna magia podjal sie dracooo, bambabaml ! fraglesik.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, wpadłam przypadkiem na Twojego bloga i bardzo mi się spodobał. Piszesz naprawdę dobrze, oryginalnie prowadzisz opowiadanie. Prawdę mówiąc, pierwszy raz zetknęłam się z taką "inną" fabułą, ponieważ zawsze w historiach Dramione jest Hogwart, Draco i Hermiona jako nastolatkowie, młodzieńcza miłość, itp. Twój blog jest miłą odmianą. ;D Czekam na dalsze rozdziały. ;)
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, no! Jak mogłaś teraz skończyć? Ja chcę wiedzieć co się będzie działo w Hogwarcie. Draco będzie uczył OPCM, to jest prawie pewne, ale jak się rozwinie ta historia? Ja już chcę nowy rozdział!! Dużo wenyyy!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. mi się zdaje że Draco sie spotka z Hermioną z Hogwarcie xd
    suuuper rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, dlaczego wcześniej nie wpadłam na to opowiadanie? Jest genialne. Czytałam całe, od samego początku bez wytchnienia... tyle myśli kłębiło mi się w trakcie czytania, ale w żaden sposób jak sie okazzywało nie potrafiłam przewidzieć przyszłosci, cóż moge powiedzieć? cudowne i czekam na więcej... oczywistym jest, że dodaję do odwiedzanych
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń