Ron trzymał w
ręku kopertę z rozerwaną pieczęcią Hogwartu. Czekałam na nią trzy dni, aż w
końcu przyniosła dla mnie dobre wieści. Niestety, tylko dla mnie.
- Hermiono, dlaczego mi to robisz? Droczego n a m to
robisz? – Ron opuścił bezradnie ręce. – Dlaczego po prostu nie możesz chociaż
udawać, że pamiętasz…
- A więc tego chcesz? – oburzyłam się, chociaż nie
podnosiłam głosu. – Żebym udawała kogoś kim nie jestem, tak? Ron, zrozum. Nie
potrafię patrzeć na ciebie i nie myśleć o tym co widziałam wtedy… kiedy mnie
nie było.
- Ale ty była! Cały czas leżałaś na tym cholernym łóżku! –
krzyknął i podniósł ręce do głowy. Przez chwilę wydawało mi się, że zacznie
sobie wyrywać włosy. – To wszystko, całe to więzienie, śmierciożercy, to
wszystko sobie tylko zmyśliłaś! Wszyscy lekarze tak mówią! Dlaczego nie chcesz
im uwierzyć?! Dlaczego nie chcesz uwierzyć mi?!
- Nie widziałeś tego co ja! To nie był sen! Nie jestem
psychiczna! – krzyknęłam, a w oczach zebrały mi się łzy.
- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś psychiczna – uspokoił
się Ron, patrząc na mnie poważnie. – Hermiono, po prostu martwię się. Od dwóch
miesięcy nie robisz nic poza unikaniem mnie. Jakbym był toksyczny… A teraz
chcesz wyjechać?
- Muszę. To wszystko mnie zabija, rozumiesz?! Nie patrz
się tak na mnie! Dobrze wiesz, że mam wyrzuty sumienia. Ale nie potrafię… nie
potrafię działać inaczej.
- A więc chcesz uciec, tak? Co się stało z tą Hermioną,
którą znałem od pierwszej klasy Hogwaru?
- O to właśnie chodzi! – krzyknęłam, jakby udzielił
poprawnej odpowiedzi w jakimś teleturnieju. – To nie jestem ja! Nie jestem tą
Hermioną, która nosiła ze sobą tonę książek i pisała za ciebie wypracowania. Nie
jestem też tą Hermioną, która wyszła za ciebie i urodziła twoje dzieci!
Przepraszam, chciałabym ci pomóc, ale spójrzmy prawdzie w oczy – jestem
beznadziejna jako matka, a jeszcze gorsza jako żona!
- Nie mów tak – Ron spuścił głowę. A potem przypomniał sobie
coś i spojrzał na mnie z nadzieją. – Pamiętasz jak rok po naszym ślubie
wyjechaliśmy nad morze? Chcieliśmy kupić sobie taki mały domek przy plaży, jak
Fleur i Bill, ale Harry z Ginny zaproponowali to miejsce, bo było blisko nich –
rozłożył ręce pokazując na ściany gabinetu.
Pokręciłam głową.
- Przykro mi Ron, nie pamiętam niczego co miałoby związek
z tobą, poza Hogwartem i mieszkaniem w namiocie. Pamiętam tylko te miejsca,
które odwiedziliśmy razem z Harry’m – powiedziałam to spokojnie i bezdusznie.
Nie chciałam ranić Rona, ale był to jedyny sposób, by pozwolił mi odejść.
- Hermiono… - zawahał się. – Zadam ci jedno, jedyne
pytanie i puszczę cię wolno, bo widzę, że to wszystko nie ma sensu. Tylko,
proszę cię, zastanów się i odpowiedź szczerze. Dobrze?
Kiwnęłam głową
posłusznie.
- Czy potrafisz pokochać mnie jeszcze raz? Tak jak
kochałaś mnie, kiedy byliśmy szczęśliwi?
Dobre pytanie.
Ron nie pytał się mnie, czy teraz go kocham, tylko czy jestem w stanie zrobić
to znowu. Tak bardzo chciałabym mieć pewność co do tego… A potem znów widziałam
siebie na scenie z Malfoyem, młodym chłopakiem, naiwnie wierzącym, że wybrano
go do tego zadania, bo był wyjątkowy, zupełnie jak Draco swego czasu, i
Growgovem, zachowującym się, jakby to wszystko było tylko grą.
- Nie, Ron. Nie potrafię.
* * *
Harry otworzył mi
drzwi i wpuścił do środka bez słowa. Ginny siedziała w salonie i próbowała
zmusić szydełko do wyszycia serwetki, ale jej próby spełzły na niczym. Serwetka
bardziej przypominała dziurawy czepek. Gdy pani Potter zobaczyła moją czerwoną
od płaczu twarz poderwała się z fotela i podbiegła do mnie z przestraszoną
miną.
- Powiedział, że mogę iść – szepnęłam przez łzy.
- Jak to? Co się stało? – Ginny odgarnęła moje włosy z
twarzy i zaprowadziła mnie do fotela.
- Ja… przepraszam. Nie potrafię go kochać. Nawet jakbym
chciała…! – zakryłam twarz w dłoniach szlochając. – Powiedział, że nie chce,
żebym była więźniem we własnym domu. Ginny. Wracam do Hogwartu.
Ginny usiadła na
oparciu fotela i przytuliła mnie do siebie.
- Co masz na myśli mówiąc, ze ‘wracasz’? – zapytała się
mnie, machając jednocześnie różdżką w kierunku kuchni, z której przyleciały do
nas po chwili dwa kubki parującej herbaty na plastikowej tacy.
- Napisałam do dyrektora… dyrektorki – zawahałam się. – Że
przyjmę każde stanowisko, które mi zaproponują. I dzisiaj odpisali…
Przerwałam, znów
zanosząc się płaczem.
- I co? Co napisała McGonnagal?
- Szukają dwóch osób w tym roku. Profesor Flitwick odszedł
na emeryturę, a starego nauczyciela obrony przed czarną magią zabił wilkołak
tydzień temu w górach. Na jego stanowisko już się ktoś zgłosił, dlatego
McGonnagal zaproponowała mi posadę nauczyciela zaklęć. Wyjeżdżam ostatniego
dnia sierpnia.
- To za dwa dni – powiedziała Ginny patrząc się w podłogę.
– I Ron nie ma nic przeciwko? – upewniła się.
- Oczywiście, że ma! Ale jest wystarczająco inteligentny,
żeby wiedzieć, że i tak tam pojadę.
- A co z dziećmi? To znaczy… Hugo jest jeszcze taki mały…
- Ginny – popatrzyłam się na nią z bólem. – To nie są moje
dzieci… I choćby tysiąc uzdrowicieli próbowało mnie przekonać, że z medycznego
punktu widzenia pochodzą z mojej krwi, to nigdy nie pokocham ich tak, jak matka
powinna. Nie popatrzę na nie tak, jak ty na Jamesa, Albusa i Lily.
- Ale co ja bez ciebie tutaj zrobię?
- Radziłaś sobie przez tak długi czas. Jakoś wytrzymasz.
Do tego, masz jeszcze treningi quidditcha.
- Treningi będę musiała sobie odpuścić na kilka dobrych
miesięcy – powiedziała Ginny tajemniczo. Zerknęłam na nią zaciekawiona. –
Jestem w ciąży.
Zanim zdążyłam
jakoś zareagować na tę informację, Harry wystawił głowę przed drzwi i
uśmiechnął się do nas.
- Powiedziałaś jej?
Ginny rzuciła w
niego czepko-serwetką, żeby wygonić go z pokoju. Zaśmiałam się. To był dobry
pomysł, żeby tu przyjść. Mogłam oderwać się od monotonności, która mnie
otaczała w moim domu.
- No co? Jestem dumny, że będę mieć drugą córkę –
powiedział Harry i zniknął, zamykając za sobą drzwi.
- Córkę? Więc czwarta będzie dziewczynka? – popatrzyłam na
Ginny uśmiechając się lekko. Łzy na moich policzkach jeszcze nie zaschły, ale
czułam się już znacznie lepiej.
- Czwarta i raczej ostatnia – Ginny uśmiechnęła się do
mnie patrząc na szydełka leżące na stole. – Z naszymi karierami nie mamy zbyt
wiele czasu na życie rodzinne, a nie chce zaniedbywać dzieci.
- Jesteś wspaniała – mruknęłam patrząc się na nią
szczerze. – Jesteś dobrą matką, sławną zawodniczką w quidditcha, wspaniałą
żoną…
- … i beznadziejną szwaczką – zaśmiała się Ginny chowając
szydełko do szuflady w komodzie i siadając na fotelu naprzeciwko mnie. – Nie
przesadzaj z tymi komplementami. Tobie w życiu też wyszło wiele rzeczy.
- Nie przypominam sobie – powiedziałam i nagle
zorientowałam się, jak bardzo dosłownie można brać moje słowa. Wybuchłam
śmiechem po raz pierwszy od wyjścia ze szpitala.
Ginny zawtórowała
mi, ale bez przekonania. Ona wciąż czuła słodko-gorzki smak moich żartów.
- Mam nadzieję, że w Hogwarcie będziesz szczęśliwa.
- To miejsce nigdy się nie zmienia. Tak będę mogła żyć,
jakby ten cały wypadek nigdy nie miał miejsca.
- Nie mów, że Hogwart się nie zmienia. Wiem, że jest tam
kilka nowych twarzy.
- Jakich?
- Cóż. Numerologii uczy teraz Szkotka, Emma Villens. A w
tamtym roku zielarstwem zajął się nasz kochany Neville – Ginny posłała mi
porozumiewawcze spojrzenie.
- Longbottom? Naprawdę?! – uśmiechnęłam się szeroko. – To
wspaniale! Nie będę tam sama… Kto by się spodziewał…
- Prawda? – zaśmiała się Ginny. – Wiem, że mógł zostać
aurorem, tak jak Harry i Ron, ale nie chciał tej pracy. Wiesz jaki on czasami
jest. Bał się, że będzie piątym kołem…
- Biedny Neville…
- Nie martw się o niego. Z tego co wiem radzi sobie
całkiem nieźle. Najpierw podróżował trochę po Anglii z Luną, potem chyba się
rozstali, czy coś… W każdym razie pojechał do Hogwartu, a ona wróciła do
swojego rodzinnego domu i razem ze swoim ojcem prowadzą teraz Żonglera.
- O, to dobrze – mruknęłam wpatrując się w swoje palce.
Jednak nie tak wyobrażałam sobie przyszłość moich przyjaciół. Po tym wszystkim
co wspólnie zrobiliśmy, wyobrażałam sobie, że zajdą gdzieś bardzo daleko, jak
Harry i Ginny. A nie utknął w miejscu.
- To był ich wybór, Hermiono – powiedziała Ginny, widząc
moją minę. – Ty też postanowiłaś zrezygnować z biura w Urzędzie Magii i wrócić
do szkoły…
- Ale ja to co innego…
- To znaczy?
Chciała, żebym
przyznała, że uważam się za psychiczną, tak?
- Przestań już – machnęłam ręką zdenerwowana. – Chyba
wrócę do siebie i prześpię się trochę. Dziękuje za wszystko.
Pożegnałam się z
nią, a potem pogratulowałam Harry’emu córeczki i wróciłam do ciemnego mieszkania.
Wszyscy już spali. Przeszłam na palcach do swojego gabinetu i zamarłam. Ktoś
czekał tam na mnie.
________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Przy ostatnim zaczęłam się śmiać na głos, ale ok... komentarz to komentarz :D
Następny rozdział prawdopodobnie opublikuje w niedzielę.
Hermiona podbija Hogwaaart! ;)
Jestem pierwsza !! I nawet już przeczytałam. Super, że po długiej przerwie się em.. "pozbierałaś" i nie dość, że znowu dodajesz to jeszcze tak regularnie i dość często. Super. Poezja. Ach, i rozumiem, że to nasz kochany Draco będzie nauczał Hogwartczyków czarnej magi?? No to nie zamulam i czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWszystko pięknie jak zawsze. Ale muszę się przyczepić do jednego. Ginny w ciąży? W ciąży z Lily? Ale przecież w epilogu Tomu I miała już trójkę dzieci...
OdpowiedzUsuńO Jezusie! Przepraszam, coś musiało mi się pomylić!
UsuńCóż, wychodzi na to, że Potterowie będą mieli czwórkę dzieci... albo może nie... ;)
OK, czekam na rozwój wydarzeń. :>
UsuńA więc jednak Hermiona podjeła ostateczną decyzję o wyjeżdzie:)
OdpowiedzUsuńJestem naprawdę ciekawa jak poradzi sobie w szkolnej rzeczywistości,
ale przede wszystkim intryguje mnie kto n nią czekał w gabinecie.
Już nie mogę doczekać się nowości!:)
Pozdrawiam
Orchidea
cos mi mowi ze posade nauczyciela obronu przed czarna magia podjal sie dracooo, bambabaml ! fraglesik.
OdpowiedzUsuńHej, wpadłam przypadkiem na Twojego bloga i bardzo mi się spodobał. Piszesz naprawdę dobrze, oryginalnie prowadzisz opowiadanie. Prawdę mówiąc, pierwszy raz zetknęłam się z taką "inną" fabułą, ponieważ zawsze w historiach Dramione jest Hogwart, Draco i Hermiona jako nastolatkowie, młodzieńcza miłość, itp. Twój blog jest miłą odmianą. ;D Czekam na dalsze rozdziały. ;)
OdpowiedzUsuńFioletoowa
Ej, no! Jak mogłaś teraz skończyć? Ja chcę wiedzieć co się będzie działo w Hogwarcie. Draco będzie uczył OPCM, to jest prawie pewne, ale jak się rozwinie ta historia? Ja już chcę nowy rozdział!! Dużo wenyyy!!! :)
OdpowiedzUsuńmi się zdaje że Draco sie spotka z Hermioną z Hogwarcie xd
OdpowiedzUsuńsuuuper rozdział ;p
Boże, dlaczego wcześniej nie wpadłam na to opowiadanie? Jest genialne. Czytałam całe, od samego początku bez wytchnienia... tyle myśli kłębiło mi się w trakcie czytania, ale w żaden sposób jak sie okazzywało nie potrafiłam przewidzieć przyszłosci, cóż moge powiedzieć? cudowne i czekam na więcej... oczywistym jest, że dodaję do odwiedzanych
OdpowiedzUsuńpozdrawiam