Czas biegł
powoli, gdy trzeba było wykonywać te najnudniejsze prace. To stara zasada
jednak wciąż nie mogłem uwolnić się od wrażenia, że stary zegarek na
nieskazitelnie białej ścianie departamentu do ochrony praw czarodziejów jest
zepsuty. Kilku ponurych aurorów minęło moje biurko zostawiając na nim kolejne
akta rozwiązanych spraw. Boże, ta robota nigdy się nie skończy…
Do tego ta
wczorajsza wizyta Growgova. Myślałem, że zapomniał już o wszystkim, ale nie. On
wciąż wypomina mi stare błędy. A niby jak mogłem ich zakopać w lesie? Czy to w
ogóle jest ludzkie zachowanie? Ja tylko chciałem, żeby ich ciała trafiły do
rodzin, skąd mogłem wiedzieć, że nie są martwi tylko nieprzytomni?
Niewielu jest czarodziei,
którzy odważyli się użyć zaklęć niewybaczalnych, a jeszcze mniej takich, którym
te zaklęcia się udały, więc nie rozumiem, dlaczego Growgov ma pretensje akurat
do mojego syna, za to, że nie zabił tej dwójki. Przecież dobrze wiedział, że
wybiera jednego z najmniej doświadczonych śmierciożerców z całej swojej armii.
Do tego zawsze
przynosi ze sobą taki paraliżujący chłód. Bez względu na to, jaka pogoda
panowałaby na zewnątrz, wokół niego zawsze jest późna jesień. Nie zdziwiłbym
się widząc, jak liście opadają z drzew zbrązowiałe, kiedy on przechodzi obok.
- Ta dwójka znów jest razem – rzucił bez powitania, gdy
tylko wpuściłem go do domu. Mieszkałem sam, więc nie musiałem martwić się o
podsłuchujących lokatorów, jednak pokazałem mu gestem, by mówił odrobinę
ciszej.
- Jakim cudem? Przecież podobno rozjechali się do swoich
domów? Z resztą Lucjusz miał ich pilnować, obiecał mi – powiedziałem spokojnie,
nie wierząc w słowa Growgova.
- Najwidoczniej nie starał się wystarczająco – warknął
mężczyzna przez zęby i ruszył w kierunku salonu bez zaproszenia. Tam usiadł w
dużym fotelu przy ścianie. – Oboje pracują teraz w Hogwarcie. Jeśli dowiedzą
się prawdy, tym razem będę musiał zabić ich osobiście. A ty możesz się pożegnać
z synem.
- Nie dowiedzą – wyszeptałem przerażony. Niech Growgov
trzyma się z daleka od Caleba. Chłopak jest teraz bezpieczny w Hogwarcie, ale
co, jeśli i tak śmierciożerca ma swoich ludzi? Przecież ktoś musiał mu
powiedzieć, że Hermiona i Draco tam teraz pracują.
- Skoro stanowią taki problem, dlaczego nie zabijesz ich
od razu? – spytałem niepewnie, nie wiedząc, czy w ogóle mogę zadawać takie
pytania szefowi.
- Bo są pod zaklęciem ochronnym tej całej McGonnagal.
Kryje wszystkich swoich nauczycieli – mruknął, przykładając złączone dłonie do
ust. – Gdybym teraz ich znalazł od razu namierzyłoby mnie z dziesięć oddziałów
aurorów. Ty powinieneś to wiedzieć, pracujesz przecież z nimi.
- Nie jako Auror, tylko urzędnik. Nie jestem upoważniony
do posiadania takiej wiedzy – wydukałem znaną formułkę.
- Nie ważne. W każdym razie, to oni muszą znaleźć mnie. To
jedyne rozwiązanie, nawet jeśli jest dość niewygodne i wiele zależy od ich
reakcji.
- To znaczy?
- Jeśli dowiedzą się, że to ja zmieszałem ich wspomnienia
z ziemią to albo powiedzą o tym ministerstwu, albo przyjdą osobiście, żeby je
odzyskać. Mogę tylko liczyć na to, że jednak są na tyle głupi, chociaż
niektórzy nazywają to odwagą, by przyjść po swoją pamięć.
- To dość ryzykowny plan – przyznałem.
- Jednak warto zaryzykować. A przy tym, można się trochę
zabawić… - uśmiechnął się pod nosem. Nie chciałem nawet dopytywać jaką zabawę
ma na myśli.
- Ale gdy przyjdą po wspomnienia, oddasz im je?
- Jeszcze nie wiem. Może… a może po prostu zabiję ich,
kiedy tylko ich zobaczę. W każdym razie, będę czekać w swoim zamku niedaleko
Glasgow, kojarzysz to miejsce?
Kiwnąłem głową.
- Więc jeśli jakimś cudem odkryją kim ty jesteś i przyjdą
do ciebie po pomoc, staraj się dobrze odegrać swoją rolę podwójnego agenta.
Rozumiesz?
Ponownie kiwnąłem
głową, a potem przyglądałem się, jak Growgov wstaje z fotela i wychodzi przez
drzwi na korytarz. Podążałem za nim, aż nie wyszedł z mojego mieszkania,
posyłając mi tajemniczy uśmiech na pożegnanie. Zamknąłem frontowe drzwi i
oparłem się o framugę, ścierając pot z czoła.
Gdyby tylko
Growgov mógł usunąć moje myśli. Ten moment, kiedy we trójkę zostaliśmy
przydzieleni do jego sprawy. Kiedy okryliśmy, że jego zbrodni jest znacznie
więcej niż ktokolwiek przypuszczał, a do tego dowodzi całą armią
śmierciożerców, ukrytą z tym cholernym zamku w Szkocji.
A potem Caleb
wyznał mi, że zna Growgova. Co więcej! Pracuje dla niego. Musiałem jakoś
chronić syna. Poszedłem do śmierciożercy, łatwo było go odnaleźć wśród więźniów
trzymanych w lochach ministerstwa i oczekujących na wyrok, bo jako jeden z
nielicznych zachowywał się dość arogancko jak na przestępcę. Pomogłem mu uciec.
Wspomnienia,
jakie posiadają Draco i Hermiona w większości to zwykłe brednie, które Growgov
wymyślił na poczekaniu i wpoił im tuż przed śmiercią. Zaklęcie było mocne,
nawet obawiałem się, czy może nie za mocne, ale przecież oboje mieli za chwilę
zginąć, wiec co za różnica, w jakim stanie psychicznym się znajdowali.
Podejrzewam, że
mogli jednak zapamiętać twarz Caleba. Twarz chłopaka, bo jeszcze przecież nie
mężczyzny, który próbował ich zabić, a doprowadził do dziwnego stanu, pomiędzy
snem a śmiercią. Growgov, gdy się dowiedział, kazał mi zabrać ich do lasu i
dokończyć robotę, ale nie mogłem… Nie potrafiłem zabijać, nie byłem takim
człowiekiem. Byłem śmierciożercą, ponieważ chciałem ratować syna, a przy życiu
trzymał mnie tylko dług Growgova wobec mnie. Gdybym nie wypuścił go wtedy z
celi i nie pomógł wyjść z ministerstwa, zabił by mnie już dawno temu.
Znów popatrzyłem
na dokumenty, które trzymałem przed sobą. Kompletnie odpłynąłem myślami od
pracy, a teraz na biurku piętrzył się już pokaźny stos papierów. Czy ci aurorzy
nie mogliby zwolnić chociaż na chwilę?
Odłożyłem jedną
kartkę i zacząłem wypełniać drugą, gdy usłyszałem cichy kobiecy głos, przy
drzwiach:
- Przepraszam, pracuje tutaj może pan Fitz?
Uniosłem głowę i
zamarłem. To była ona - Hermiona Weasley.
Pierwsza moja
myśl – schować się pod biurko. Ale potem uświadomiłem sobie, że mam
czterdzieści sześć lat i skurcze w lewej nodze podczas schylania, więc
odrzuciłem ten pomysł i wyprostowałem się, starając się okazać resztki dumy. Z
oddali widziałem, jak Nicolas Morris, mój kolega po fachu, wskazuję w moim
kierunku i mija kobietę bez zainteresowania. Przełknąłem głośno ślinę, gdy
wzrok Hermiony zatrzymał się na mnie.
Udając, że wcale
nie zwracam na nią uwagi, wypełniałem rubryki najnowszego sprawozdania z
poszukiwania wilkołaków w Yorkshire. Nawet zdenerwowanie nie pozwoliło mi
powstrzymać się przez westchnieniem, kiedy uświadomiłem sobie, ile pracy mi
jeszcze zostało. Dlaczego on musiała pojawić się akurat dzisiaj?!
Długi cień padł
na moje biurko, zasłaniając źródło światła, a do mojego nosa dotarła słodka woń
damskich perfum. Już dawno nie czułem kobiety tak wyraźnie, biorąc pod uwagę,
że byłem wdowcem od dziesięciu lat, a moja praca polegałą na robieniu
papierkowej roboty dla aurorów. Niewiele kobiet decyduje się na pracę aurora…
- Thomas Fitz? – zapytała, kładąc drobną dłoń na kartce
papieru, którą starałem się właśnie ponieść. Zamarłem i biorąc głęboki wdech,
popatrzyłem się do góry. Jej twarz była łagodna, lekko onieśmielona. Pewnie nie
była pewna, czy znalazłam właściwego mężczyznę. Odruchowo zerknąłem na ulotki z
moim nazwiskiem, leżące w rogu mojego biurka. Brunetka podążyła za moim
spojrzeniem, a na jej twarz powoli pojawiła się ulga.
- Tak? – zapytałem. Mój głos brzmiał skrzekliwie i
niepewnie. Wyprostowałem się i odchrząknąłem, kładąc dłonie na wystającym
brzuchu. Nigdy nie wyglądałem jak bożyszcze, a biurowa praca jeszcze bardziej
odciągnęła mnie od jakiejkolwiek pracy fizycznej, dlatego teraz nie potrafiłem
skupić wzroku na młodym, pięknym ciele kobiety. Była pociągająca, chociaż po jej
ruchach zorientowałem się, że sama nie była tego świadoma.
- Szukałam pana – szepnęła, wypuszczając głośno powietrze
i przykładając dłoń do oczu. Nie miałem pojęcia, dlaczego się tak zachowuje. –
Musimy porozmawiać…
- Czy ma to coś wspólnego z rosnącą liczbą ataków
wilkołaków w Yorkshire…? Bo w innym wypadku, jestem trochę zajęty – rzuciłem,
starając się ją od siebie odsunąć. Nie przygotowałem się jeszcze do zadania powierzonego
mi przez Growgova. Nie miałem pojęcia co jej powiedzieć. Szczerze
powiedziawszy, wciąż miałem nadzieję, że kobieta nigdy nie dowie się o mnie,
ani o naszej wspólnej pracy sprzed lat. Pochyliłem się ponownie nad zapisaną
kartką papieru, starając się ją ignorować, ale Hermiona nawet nie drgnęła.
- Panie Fitz… - zaczęła, z wahaniem, jakby nie wiedziała,
jak może się do mnie zwracać.
- Po prostu Thomas – ułatwiłem jej zadanie, nie podnosząc
wzroku znad pracy.
- Thomas, widzę, że jesteś przestraszony. Podejrzewam, że
wiesz, dlaczego tutaj jestem… - przerwała, oczekując na jakiś znak ode mnie,
ale się nie doczekała. Od jej perfum zaczęła boleć mnie głowa. – Jeśli ten
mężczyzna… ten od sprawy nad którą wspólnie pracowaliśmy… jeśli on ciebie
zastraszył, to jest to najlepszy moment, by uwolnić się od niego. Jeśli mi
teraz pomożesz, Thomas, to wszyscy będziemy wolni.
Mimowolnie
podniosłem delikatnie głowę… Gdyby udało się jej pokonać Growgova… Ale nie! Jego
nie wystarczy pokonać. Nawet ponowne zamknięcie go w więzieniu nic tutaj nie
pomoże. Ma zbyt wielu ludzi, zabiją Caleba, a potem mnie. Muszę chronić syna…
Popatrzyłem się
na Hermionę Weasley, a w głowie miałem już ułożony idealny plan. Wziąłem do
ręki małą karteczkę, i zapisałem na niej szybko:
Dziurawy kocioł, 202, sobota, 1400
Podałem notatkę
Hermionie, szepcząc:
- Nie możemy tutaj rozmawiać.
Kiwnęła głową, a
na jej ustach wykwitł uśmiech triumfu. Po chwili odwróciła się do mnie plecami
i wyszła z pomieszczenia bez słowa. Wróciłem do pracy, ocierając czoło
wierzchem dłoni. No to się wpakowałem…
_________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo zajęło mi napisanie tego rozdziału. Ostatnio w ogóle nie mam głowy do tego wszystkiego. Rok szkolny skończyłam ze średnią 4,2 z czego nie jestem dumna. Możecie nazywać mnie kujonem, ale ja wiem, że mogłabym lepiej, a większość tych ocen będzie już na świadectwie maturalnym...
No, ale nie będę o sobie gadać, bo wiem, że to Was nie interesuje :P
W niedziele wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc na wszystkie komentarze itp. postaram się odpowiedzieć do soboty. Nie wiem ile będę mieć wolnego czasu, więc bardzo prawdopodobne, że na nowy rozdział będziecie musieli troszeczkę poczekać :) No, ale starałam się, żeby ten był chociaż trochę dłuższy :D
Jak Wam mijają wakacje?
Wow! Świetny rozdział! Genialny! Pomysł z perspektywą całkiem nowego bohatera po prostu wyśmienity. Faktycznie całkiem sporo się wyjaśniło. Polubiłam Thomasa. Nie wiem jeszcze czy jest bardziej pozytywną czy negatywną postacią, ale jak na razie wydaję się spoko człowiekiem. Szkoda mi go, bo widać, że jest trochę zastraszony i jakby postawiony między młotem, a kowadłem. Piszesz tak interesująco, że żałuję, że to nie książka i nie mogę po prostu przewrócić kartki i czytać dalej bo strasznie ciekawi mnie dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci miłych wakacji. Mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie rozleniwisz i na kolejny rozdział nie będziemy musieli czekać zbyt długo. Dużo weny i pomysłów życzę.
Pozdrawiam serdecznie :)) Agnes
P.S. Mam tylko jedno pytanie.Może to się później wyjaśni, wtedy nie musisz odpowiadać, ale wole zapytać i mieć pewność. Te wspomnienia, które wpoił i Growgov to te dotyczące podytu w celi czy czasu przed porwaniem? Kiedy oni byli porwani nie wiedzieli, że mają rodziny itd. Wydawało im się, że zostali porwani w trakcie ucieczki przed śmierciożercami, czyli to te wspomnienia im zmienili tak? Nie wiem może to już było wyjaśnione i po prostu ja jestem tępa :D
On zmienił im wspomnienia z pobytu w celi oraz sprzed porwania. Wszystko co było w poprzednim tomie to efekt czaru Growgova :)
UsuńOj, z tymi wakacjami to ciężko, bo raczej do pracy w polu jadę, niż odpoczywać, ale i tak dziękuję. Postaram się być optymistką :) Również życzę Ci udanych wakacji! :*
Świetny rozdział! Ten Thomas... niby chce być dobry, chroniąc syna, ale ma na to trochę dziwne metody. I oni... pracowali razem? A wszystko, co było w pierwszym tomie było tylko efektem zaklęcia? Zdziwiłam się, nawet bardzo.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co więcej mogłabym napisać, po prostu powiem, że jesteś genialna.
Życzę udanych wakacji i nie przejmuj się średnią, założę się, że nieliczne osoby miały powyżej 4.5
Mam nadzieję, że będziesz miała dużo pomysłów i nie będzie trzeba długo czekać na rozdział.
Dziękuję Ci :* Za komentarz, za komplementy i za to, że rozumiesz wszystko co piszę, chociaż czasami nawet ja mam z tym problemy :D to ty jesteś genialna :P
Usuńz racji tego, że twoje opowiadanie mnie wciągnęło i jest zupełnie oryginalne należy ci się nominacja do Liebster Award
OdpowiedzUsuńhttp://hp-to-jeszcze-nie-koniec.blogspot.com/p/nominacje.html
Och, genialne opowiadanie! Wciągająca historia i pomieszane z poplątanym, czyli tak jak najbardziej lubię :D
OdpowiedzUsuńEpilog pierwszego tomu dosłownie mnie powalił, nawet nie sądziłam, że opowiadanie rozwinie się w taki sposób. Początek był ciekawy, owszem, ale dość monotonny, bez większej zawiłości fabuły itd., w końcu co takiego może dziać się w celi, chociaż i tak poradziłaś sobie bardzo dobrze. Ale ta sprawa z utratą pamięci - naprawdę genialna. Tylko, jak na moje oko, teraz wszystko dzieje się trochę za szybko, troszkę bym porozciągała tę sytuację, kiedy zarówno Hermiona jak i Draco żyją w niewiedzy, tacy biedni i zagubieni, to bardzo ciekawy wątek ;)
Jeszcze przeszkadza mi to, że rozdziały są takie króciutkie, bo mogłabym czytać i czytać i czytać!
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Ignise, ignise.blogspot.com
Rozdział jeszcze się pojawi?
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i inspirujący rozdział. Dlaczego nastęony tak długo się nie pojawia? Informuj mnie.
OdpowiedzUsuńhttp://melodie-serc.blogspot.com/