„Michelle, ma piękna,
Te trzy słowa, dobrze współbrzmią tak”
Te trzy słowa, dobrze współbrzmią tak”
The Beatles, „Michelle”
Pansy mieszkała kilka przecznic ode mnie. W starej,
osiemnastowiecznej kamienicy z oknem wychodzącym na nieruchliwą ulicę. Zawsze
idąc do niej mijałem mały stragan z kwiatami typu róże czy tulipany. Dziś
postanowiłem, że dam jej coś innego. Sam nie wiem skąd w mojej głowie wziął się
taki pomysł, ale stwierdziłem, że życie na kocią łapę, choć w zupełności mi
odpowiadało, nie zgadzało się z przekonaniami Pansy. Nie kochałem jej tak jak
ona chciałaby, żebym ją kochał. Nie byłem nawet pewien czy kocham ją tak, jak
sam chciałbym, ale postanowiłem podjąć tą dorosłą decyzję i oświadczyć się jej.
Ślub to coś całkowicie bezsensownego według mnie. Ale
skoro moi rodzice tego chcieli, i Pansy tego chciała, a do tego w ogólnym
przekonaniu jest, że jeśli dwoje ludzi jest długo ze sobą to powinni wziąć ślub
to nie mam nic do stracenia jeśli postąpię tak jak inni. Zrobiłem to już
przecież raz, kiedy przystępowałem do grona śmierciożerców…
Zapukałem ostrożnie do drzwi jej domu. Otworzyła mi ubrana
w zwykłą, bawełnianą bluzkę i dżinsy, ze spiętymi w ciasny warkocz włosami.
Uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka, wyglądała słodko gdy się uśmiechała.
Na policzkach robiły jej się wtedy takie małe dołeczki.
Wszedłem do ciasnego korytarza i znając już całą drogę na
pomięć, od razu skręciłem do salonu, który mieścił się po prawej stronie. Był
pełen starych drobiazgów, przeważnie pamiątek rodzinnych. Tu jakaś ręcznie
wyszywana poduszka, tam stuletnia lampa, w rogu zdobiona komoda po babci. Pansy
uwielbiała zbierać takie graty, a ja nie potrafiłem jej tego wyperswadować, bo
zawsze gdy na nie patrzyła, widziałem ogromny sentyment w jej oczach. To także
było słodkie.
Pansy miała wiele cech, które lubiłem, ale nie potrafiłem
popatrzeć się jej w oczy i przyznać do tego. Wiedziałem, że uzna to za moją
słabość. Mimo, że tak nie było, nie chciałem by myślała, że odkryła jakąkolwiek
słabą rzecz we mnie. Jako ślizgon z dziada pradziada musiałem być twardy. Tak
po prostu.
Weszła za mną do salonu i usiadła na kanapie na której
rozłożony był zielony kocyk z wyszytym wężem na środku. Stanąłem koło niej i
zawahałem się przez chwilę.
(No dalej, Draco.
Teraz albo nigdy!)
- Pansy – powiedziałem powoli i odchrząknąłem, bo
poczułem, że głos zaraz mi się załamie. Akurat teraz, kiedy już stałem koło
niej, kiedy już miałem TO powiedzieć naszły mnie największe wątpliwości.
A co jeśli ja jej nigdy tak na prawdę nie pokocham? Jeśli
już zawsze zostanie dla mnie tylko kochanką? Będę musiał z tym żyć. A jeśli po
ślubie ona się zmieni? Przestanie się starać? Zrobi się zwykła kurą domową? Nie
chcę takiej żony!
(No dobra, Draco.
Uspokój się już idioto! Powiedz to po prostu.)
- O co chodzi Draco? – spytała się mnie, patrząc przy tym
odrobinie podejrzanie.
- Czy mogę skorzystać z toalety?
(DRACO!!!)
No trudno. Jeśli mam tyle wątpliwości, to znaczy, że to
jednak nie jest ta kobieta.
- Jasne, przecież wiesz, gdzie jest – powiedziała i zaśmiała
się krótko. Przez chwile bardzo zirytował mnie ten śmiech, ale odpuściłem i
poszedłem do łazienki bez słowa.
(Stchórzyłeś…)
(Zamknij się!)
(Dobrze wiesz, że stchórzyłeś)
Podobno głosy, które słyszymy w naszych głowach biorą się
z lewej półkuli mózgu. To fascynujące. Podobno też, pisarze nie słyszą tych
głosów w trakcie pisanie, dopiero po zakończeniu tej czynności „otwierają”
swoje myśli ponownie.
Kiedy wróciłem do pokoju Pansy leżała na kanapie
przeglądając jakiś magazyn dla „nowoczesnych czarownic”. W radiu, które stało
na komodzie w rogu pokoju, właśnie puszczali piosenkę The Beatles „Michelle”.
Położyłem się obok Pansy, mocno obejmując ją w talii by nie spadła i
pocałowałem tuż pod uchem.
- Nie teraz Draco – powiedziała przekładając stronę
magazynu.
- Dlaczego? – spytałem się całując jej szyję i wciągając
zapach jej perfum.
- O ósmej idziemy z Blaisem i Rosalie do Monsy Bar –
przeszedł ją lekki dreszcz, kiedy przejechałem zimną dłonią po jej plecach pod
bluzką.
- Do wieczora jeszcze sporo czasu, kochanie.
Wypuściła powietrze, odkładając gazetę i odwróciła się w
moją stronę manewrując przy tym na dość małej przestrzeni jaką była kanapa.
Uśmiechnęła się do mnie i pomogła ściągnąć swoją bluzkę. Kochaliśmy się przy
Beatlesach, którzy śpiewali nam cicho: „Michelle ma belle. Sont les mots qui vont tres bien
ensemble…”
_____________________________________
Jak obiecałam, tak robię. Nowy rozdział niespecjalnie długi, ale mam nadzieję, że do mojego powrotu z Francji wystarczy. Około piątku pojawi się następny, chyba że będę musiała 'odespać' wyjazd, ostatnio coraz częściej mi się to zdarza.
A co do tej ciekawostki w rozdziale - mam nadzieję, że jest prawdziwa, znalazłam ją w książce 'Stukostrachy' Stephena Kinga, aczkolwiek nie polecam, to jedna z jego gorszych powieści.
Domyślam się, że jest jakiś powód, dla którego opisujesz to w ten sposób. Ciekawie :) mimo to nadal się zastanawiam jaki związek ma Pansy z tym, że Draco siedzi z Hermioną w tamtym więzieniu.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :D.
OdpowiedzUsuńhttp://twarz-z-cienia.blogspot.com/
Pozdrawiam, Scarlett <3
Hmmm... bardzo interesujące. Domyślam się, że to wszystko ma powoli wyjaśnić jak Draco trafił do tej celi w której teraz siedzi i bardzo mnie ciekawi jak to się potoczy. Ze strony Hermiony zaczęłaś od razu od jakichś strasznych wydarzeń, więc skoro tym razem jest inaczej przypuszczam, że ma to jakieś znaczenie. Notka faktycznie krótka, przeczytałam ją już jakiś czas temu, a teraz znalazłam chwilę więc komentuję. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo :) Ja też powili zbieram siły na zamiary i być może pod koniec tego tygodnia albo na początek przyszłego dodam coś u siebie. Trzymaj za mnie kciuki :) Pozdrawiam i życzę dużo weny :) Do kolejnego rozdziału :) Naprawdę to opowiadanie bardzo mi się podoba. Tak jak pisałam już wcześniej jest takie niebanalne i tajemnicze, coś nowego i świeżego, coś o co w świecie blogoprzestrzeni już coraz trudniej. Trzymaj tak dalej! Powodzenia w pisaniu :) Agnes
OdpowiedzUsuńHah... Ach te prywatne konkluzje tej konspiracyjnej bestii, o Malfoy'a się tu rozchodzi. Jak on się...boi! Świetnie opisałaś te wszystkie próby! Muszę do łazienki. :D Super, naprawdę, bo znowu pojawia się ta naturalność i realizm, a nie jakieś patetyczne i sztuczne sytuacyjki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Scarlett.
ciekawe ciekawe co ma piernik do wiatraka lece cztac dalej
OdpowiedzUsuń