Nie ma sensu zostawiać już komentarzy na tym blogu, ponieważ nie zaglądam tu za często, ale jeśli wciąż chcecie się ze mną skontaktować, piszcie:
florenssana@gmail.com

poniedziałek, 14 maja 2012

Część I: Hermiona Granger; Rozdział I


"Na samotność bowiem skazują
człowieka nie wrogowie, lecz przyjaciele"
Milan Kunder, „Żart”

   Wyłapali nas. Wyłapali nas wszystkich. Sezon polowań oficjalnie zamknięty, zabrakło zwierzyny! Ukrywaliśmy się jak szczury po kanałach czyhając na każdą okazję do ucieczki, ale kiedy przeciwnik ma nad tobą kilkutysięczną przewagę musiałbyś być pieprzonym Rambo, żeby wydostać się z tej chorej sytuacji.
   Nie wiem gdzie trzymają innych. Cholera, nie wiem nawet gdzie trzymają mnie! Podłoga jest obrzydliwie wilgotna, ściany porośnięte jakimś mchem… albo grzybem, a w chłodnym powietrzu unosi się odór stęchlizny. Przed chwilą koło mojej stopy przemknęło coś włochatego! Boję się podnieść i obejść pomieszczenie, bo nie dochodzi tutaj żadne światło. Pewnie gdyby teraz ktoś machnął mi przed oczami zapaloną żarówką, oślepłabym jak stary koń, który wychodzi po dziesięciu latach pracy z kopalni na boleśnie promieniujące słońce. Nie wiem jak wysoko jest sufit i jak rozmieszczone są ściany. Nie jest duszno, więc pokój, piwnica, czy cokolwiek to jest, jest duże. Przynajmniej tak mi się wydaje.
   Stopy zdrętwiały mi już od bezruchu. A może to z zimna? W każdym razie, nie czuje bym była ubrana zbyt grubo, a już na pewno nie mam na sobie tej szaty, którą nosiłam w momencie, gdy urwała mi się pamięć, czyli jakieś trzy dni temu. Teraz owijał mnie jakiś delikatny materiał, brudny i podziurawiony, ale wciąż niedrażniący skóry. Na pewno drogi. Aż dziw, że oddali go więźniowi. Tak, byłam teraz więźniem.
   Przynajmniej zostawili mnie w spokoju. Na jak długo?
   Gdzieś za ścianą podniosły się głosy, ktoś krzyknął coś niewyraźnie, a potem najwidoczniej uderzył mocno w ścianę, albo walnął kimś w nią, bo usłyszałam jak na podłogę opada ukruszony tynk. Dziwne, myślałam, że wszystko tu jest wilgotne. Ciągnięto kogoś po podłodze, odgłosy szamotaniny stawały się coraz głośniejsze.
   W następnej sekundzie usłyszałam jak przekręca się kluczyk w zamku. Podkuliłam nogi i zasłoniłam oczy ręką zanim światło z zewnątrz mnie oślepiło. Pod powiekami widziałam ognistą czerwień, więc kurczowo je zaciskałam. Może to była ostatnia okazja by rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale nie chciałam by ten widok stał się także jedynym jaki pozostanie mi zobaczyć.
   Światło przez sekundę zasłonił jakiś wielki cień, a potem usłyszałam, jak ktoś ciężko upada na podłogę dysząc, kilka metrów ode mnie. Coś cicho zapiszczało i podreptało w kąt skrobiąc pazurkami po posadce. Odsunęłam się obrzydzona.
  Ale to nie szczura przed chwilą wrzucili do tego pokoju. To był człowiek.

4 dni temu

   - Uciekaj Harry! Uciekaj! – krzyczałam za chłopakiem, któremu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zakładając w biegu pelerynę niewidkę omijał zręcznie drzewa nie oglądając się za siebie. Otoczyli nas. To było pewne i, w pewnym sensie, nieuniknione. Od dawna wiedzieliśmy, że szukają nas ludzie Voldemorta. Choć on sam nie żył już od dobrych pięciu lat, jego zwolennicy, szczególnie ci, którzy nie mieli ambicji na zostanie przykładnymi obywatelami, spotykali się potajemnie i tworzyli plany. Owych planów chyba nawet oni sami nie rozumieli, ponieważ nie przyświecał im teraz żaden konkretny cel. Chcieli dokończyć dzieło mistrza, mimo, że nie mieli żadnego kandydata, na jego zastępcę. Dążyli oni więc do zawładnięcia światem jako miejscem należącym wyłącznie do czarodziejów, ale nie brali praktycznie pod uwagę, co wydarzy się, jeśli tą władzę zdobędą. Szczególnie przerażający jednak był fakt, że owy „plan” wdrażali w życie zabójczo dobrze.
   Od kilku dni nie mieliśmy kontaktu z nikim, kompletnie nikim, z Zakonu Feniksa, z Podziemnych Sił Ministerstwa Magii (w skrócie PSMM), ani z Hogwartu, a raczej resztek które po nim zostały, gdy po raz kolejny Śmierciożercy zaatakowali zamek. Nauczyciele, którzy przeżyli tą bitwę, lub w porę uciekli, jak na przykład prof. Slughorn, teraz wykorzystali ruiny jako znakomitą bazę i miejsce spotkań dla nielicznych grup, które postanowiły przejść na koczowniczy tryb życia i uciekać przed zwolennikami Voldemorta. Sytuacja zaczynała irytująco zabawnie przypominać jakąś scenę z mugolskiego filmu o zakażeniu wirusem-zombie i kompletnej apokalipsie. Ludzie kryli się w opuszczonych budynkach, podziemiach, lasach. Jedno było pewne – Śmierciożercy nie mieli stałej pory wzmożonej aktywności. Atakowali zawsze, wszędzie i przy byle okazji.
   A teraz, gdy stałam tak wrzeszcząc za Harrym Potterem, który ukrył się już pod peleryną niewidką, nawet na myśl mi nie przyszło, by samej zacząć biec. To, że śmierciożercy mnie nie dopadną było dla mnie tak samo oczywiste, jak to, że słońce świeci, a książki są z papieru. O tym, że zostałam wtedy oszołomiona przez mojego najlepszego przyjaciela, chłopaka, Rona Weasley’a, dowiedziałam się dopiero później, gdy zakatowana torturami odgrażałam się, że zawsze jest ktoś, kto mnie pomści.
   Hary’emu udało się uciec, a mnie jak gdyby nigdy nic, śmierciożercy powalili na ziemię jednym zaklęciem, sprawiając, że straciłam przytomność. I w ten sposób popełniłam pierwszy błąd tej wojny, mojej wojny.

3 komentarze:

  1. Czytam to pierwszy raz. Nie wiem, czy publikowałaś to na Onecie, bo w tamtym okresie, kiedy dołączyłaś do S-DHL ja przestałam czytać Dramione na rzecz nauki.
    Ale ten rozdział jest powalający! Twój styl pisania wręcz genialny. Ja nie wiem, jak dobrowolnie mogłam zrezygnować z czytania, między innymi, Twojego opowiadania!
    Cieszę się, że masz dużo napisane, bo będę miała co robić :)
    Pomysł - świetny. Kreacja bohaterki - jeszcze trudno mi określić, ale wydaje mi się, że będzie naprawdę ciekawa.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo *_*
    Ale najbardziej powaliło mnie to:
    musiałbyś być pieprzonym Rambo, żeby wydostać się z tej chorej sytuacji.
    Serio piszesz genialnie!
    Bardzo podoba mi się twój styl :)

    Miona Granger

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz bardzo dobry styl pisania na wysokim poziomie. Genialne

    OdpowiedzUsuń