Nie ma sensu zostawiać już komentarzy na tym blogu, ponieważ nie zaglądam tu za często, ale jeśli wciąż chcecie się ze mną skontaktować, piszcie:
florenssana@gmail.com

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Część II: Draco Malfoy; Rozdział I


„Po co mi to wszystko? Hotele, szpan, rywale,
a potem strach, że runie, no runie to wszystko.
I znowu zostanę sam”
Ryszard Riedel, „Mała aleja róż

   Dzień zapowiadał się słonecznie, choć niebo co jakiś czas przykrywały delikatne chmury. Otworzyłem zaspane oczy i zamrugałem oślepiony światłem wpadającym przez duże okno. Był późny ranek i wszyscy, którzy mieli iść do pracy, już do niej doszli, więc ulice były puste. Popatrzyłem szybko na zegarek. Była 10.36.
   Wstałem nieśpiesznie i skierowałem swoje kroki w stronę łazienki, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się i skręciłem do kuchni. Schludnie urządzone, czyste i przestronne pomieszczenie przypominało mi o rygorystycznych zakazach mojej matki co do porządku w domu. Do tej pory pamiętam, jak rozstawiała po kontach wszystkich, aż w końcu ojciec zgodził się odkupić skrzata domowego od mojego stryja i to on, od tamtej pory, zajmował się sprzątaniem.
   Wyciągnąłem duży kubek do herbaty i nastawiłem wodę. Słuchając jak woda przyjemnie bulgoce w środku metalowego naczynia, rozłożyłem wczorajszą gazetę na drewnianym blacie stołu i zacząłem latać wzrokiem po nagłówkach. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się przeczytać o czymś nowym. Odkąd śmierciożercy znów mieli władzę w świecie czarodziejów (a niedługo również w świecie mugoli, o czym byłem przekonany), Prorok Codzienny zatajał wszelkie informacje, które były dla nich nieprzyjemne. Tak więc był pełny reportaż z meczu Wyjadaczy z Detroit oraz Goblinów z Goraja, smutny artykuł o głodujących charłakach w północnej Szkocji oraz zestawienie Najbardziej Uciążliwych Niechcianych Domowników, na podstawie ankiety, przeprowadzanej wśród czarownic-gospodyń. Zobaczyłem tylko, że na pierwszym miejscu jest gnębiwstrysk i zamknąłem gazetę. Interesowały mnie fakty, a nie bajki.
   Nigdy nie zrezygnowałem z bycia Śmierciożercą. Pogodziłem się z myślą, że na zawsze będę po tej „złej” stronie, bo tak po prostu jest i ma być. Nie zmienię niczego w minutę. Wciąż, widząc, jak czarodzieje brukają swoją czystą krew mam ochotę zwymiotować, ale jedno postanowiłem już raz i na zawsze, nie pokażę swojej nienawiści w tak choleryczny sposób, w jaki robią to śmierciożercy. Nie będę potworem.

   Kiedy woda się zagotowała, zaparzyłem herbatę, wrzucając potem saszetkę do śmietnika pod zlewem. Pijąc parzący napój podszedłem do okna i zacząłem przyglądać się ludziom przechadzającym się teraz między blokiem naprzeciwko, a placem zabaw tuż obok, na którym bawiło się teraz dwoje dzieci, śmiejąc się i krzycząc coś do siebie radośnie. Czasami brakowało mi tego uczucia. Na tyle, na ile może brakować człowiekowi czegoś, czego nigdy nie doświadczył. W dzieciństwie spędzałem wiele czasu na zabawię z mamą, czasami ojciec zabierał mnie do  Ministerstwa Magii, gdzie wycinałem nieokreślone kształty z kartek leżących w gabinetach jego „przyjaciół”, ale nigdy nie miałem rówieśnika, z którym mógłbym zwyczajnie przebiec przez całe podwórko i czuć radość z tego faktu. Taka drobnostka, a jednak odbiła swoje piętno na mojej osobowości.
   Mój wzrok przyciągnął mężczyzna, który dźwigał duży, czarny worek na plecach, widocznie zmierzając do kontenera na rogu ulicy. Wyobraziłem sobie, że niesie w nim zwłoki swojej żony, z którą wczoraj pokłócił się o kolor ścian do sypialni dla dzieci. Od kiedy zamieszkałem na tym osiedlu tak wyglądało moje hobby. Patrzyłem się na ludzi i wyobrażałem sobie, jak ciężkie grzechy mogą oni nosić na swoim sumieniu. W pewnym sensie poprawiało mi to trochę samopoczucie, nie myślałem wtedy o tych okropnych rzeczach, których doświadczyłem będąc blisko Voldemorta, ale z drugiej strony byłem całkowicie świadomy, jak chora musi być moja wyobraźnia, by stwarzać takie obrazy, zanim informacje w ogóle dotrą do mojego mózgu. Każdy z nas, w głębi duszy, jest psychopatą. Można się szybko zorientować, uświadamiając sobie ilość wypowiedzianych „mógłbym za to zabić…”, albo „rozszarpałbym go na strzępy…” naszym życiu. Niby niewinne słowa, prawda?
   Mężczyzna wrzucił worek do kontenera, ale wracając minął staruszkę, która popatrzyła się na niego okrągłymi ze strachu (lub, ze zdziwienia, trudno było rozpoznać z takiej odległości) oczami i wskazała na niego wykrzywionym palcem, wypowiadając przy tym jakieś słowa, których nie dosłyszałem, ponieważ okno było zamknięte.
   Ona wie o morderstwie – pomyślałem, a potem sam zaśmiałem się na głos z mojej głupoty. –  Przecież nie ma żadnego morderstwa. Nie ma, Draco, słyszysz to?!
   Potrząsnąłem głową, by pozbyć się myśli dotyczących mężczyzny i starszej kobiety i odszedłem od okna, przeczesując sobie przy tym włosy dłonią.
   Umyłem się szybko i ubrałem w pomiętą koszulę, którą znalazłem w szafie. Po chwili ściągnąłem ją szybko przez głowę i starając się przypomnieć sobie zaklęcie prasujące ubrania, przemierzałem pokój w poszukiwaniu grzebienia. Dzisiaj miałem się spotkać z rodzicami, a jeszcze wcześniej wstąpić do Pansy, więc musiałem wyglądać chociaż po części jak czarodziej czystej krwi, a nie jak jakiś charłak.
   Spróbowałem wymówić niewyraźnie ammorgate, w razie, jakby to nie było odpowiednie zaklęcie, ale koszula wyprostowała się w najbardziej pomiętych miejscach, więc już trochę pewniej rzuciłem zaklęcie celując różdżką w ubranie.
   Kompletnie ubrany i uczesany, wyszedłem z domu chowając różdżkę w długą, wewnętrzną kieszonkę koszuli.
   Na zewnątrz powitało mnie słońce, tak bardzo kontrastujące do mojego nastawienia z jakim szedłem do domu Pansy Parkinson. Mojej… dziewczyny. 

___________________________
Wiem, przepraszam. Wczoraj późno wróciłam z Puław i nie miałam jak dodać nowego rozdziału. Za tydzień wyjeżdżam do Francji, ale na termin pojawienia się nowej notki powinnam wrócić. Tak się zastanawiam - może dodawać je trochę częściej? Co o tym myślicie?

6 komentarzy:

  1. Tak,tak,tak! Proszę dodawaj notki częściej.
    Jak dla mnie mogą pojawiać się nawet codziennie,
    ale wiem,że to niemożliwe, więc może raz w tygodniu? Byłoby fajnie gdybyś dodała coś
    jeszcze przed twoim wyjazdem.
    Co do nowego rozdziału nie mam żadnych zastrzeżeń.
    Cieszę się,że zaczynasz pisać z perspektywy Draco.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
    mam nadzieje że wkleisz coś przed wyjazdem.
    Pozdrowienia.

    Orchidea

    OdpowiedzUsuń
  2. Perspektywa Dracona to jest to, co lubi się najbardziej. Bardzo miłe hobby, nie ma co :D Ale wiesz... czasem mam tak podobnie, więc myślę, że to normalne, iż on, Draco malfoy śmierciożerca, ma na co dzień takie myśli. Ma bardzo bujną wyobraźnię, ale może przecież być tak, że te jego myśli się sprawdzają, prawda? Poza tym cieszę się, że Draco wie jak zagotować wodę na herbatę. Szkoda by było, gdyby jednak okazał się takim kaleką, że nawet tego nie potrafiłby zrobić.
    Więc Pansy to jego dziewczyna... Zastanawiam się jaki udział będzie miała w tym, że wyląduje w jednej celi z Hermioną, bo domyślam się, że do tego właśnie dążysz :)
    Tak jak pisałam o kreacji Hermiony pod wcześniejszymi notkami: kreacja bohatera, mimo że to 1-wszy rozdział, jest genialna! Zauważyłam, że ostatnio nadużywam tego słowa, ale nie potrafię inaczej tego określić. Wprawdzie mogłabym napisać w innym języku, żeby się nie powtarzać, ale znaczenie byłoby dokładnie takie samo. Tak więc: jestem zachwycona Draconem!
    Co do dodawania notek: ja też jestem jak najbardziej na tak, jeżeli chodzi o to, by dodawać je częściej :D
    Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna. Mój nr gg to 40067275. Albo blog: http://poemsfanfictions.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
    Poem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, pewnie dalsze części opowiadania Cię zaskoczą, ale na razie nie chcę nic więcej zdradzać. Oczywiście będę Cię powiadamiać, ale na blogu, dobrze? Nie korzystam z gg zbyt często ;)

      Usuń
  3. Uwielbiam Twoją wersję perspektywy Dracona. Jak już mówiłam jest bardzo realna. Tak, jakbym tam była i widziała, jak parzy tę herbatę. Co kompletnie mnie zdziwiło, no bo... On zawsze był takim trochę życiowym kaleką, którą wszyscy wyręczali we wszystkim... W każdym razie jest naprawdę co raz lepiej. Wiesz, że kocham Twój język, styl i to coś, czym przyciągasz naszą uwagę? Nie? No to już wiesz!
    Buźka kotek, Twoja Scarlett <3

    OdpowiedzUsuń
  4. pansy? serio dziewczyną błaagam

    OdpowiedzUsuń