„Po co mi to
wszystko? Hotele, szpan, rywale,
a potem strach, że
runie, no runie to wszystko.
I znowu zostanę sam”
Ryszard Riedel, „Mała aleja róż”
Dzień zapowiadał się słonecznie, choć niebo co jakiś czas
przykrywały delikatne chmury. Otworzyłem zaspane oczy i zamrugałem oślepiony
światłem wpadającym przez duże okno. Był późny ranek i wszyscy, którzy mieli
iść do pracy, już do niej doszli, więc ulice były puste. Popatrzyłem szybko na
zegarek. Była 10.36.
Wstałem nieśpiesznie i skierowałem swoje kroki w stronę
łazienki, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się i skręciłem do kuchni.
Schludnie urządzone, czyste i przestronne pomieszczenie przypominało mi o
rygorystycznych zakazach mojej matki co do porządku w domu. Do tej pory
pamiętam, jak rozstawiała po kontach wszystkich, aż w końcu ojciec zgodził się odkupić
skrzata domowego od mojego stryja i to on, od tamtej pory, zajmował się sprzątaniem.
Wyciągnąłem duży kubek do herbaty i nastawiłem wodę.
Słuchając jak woda przyjemnie bulgoce w środku metalowego naczynia, rozłożyłem
wczorajszą gazetę na drewnianym blacie stołu i zacząłem latać wzrokiem po
nagłówkach. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się przeczytać o czymś
nowym. Odkąd śmierciożercy znów mieli władzę w świecie czarodziejów (a niedługo
również w świecie mugoli, o czym byłem przekonany), Prorok Codzienny zatajał
wszelkie informacje, które były dla nich nieprzyjemne. Tak więc był pełny
reportaż z meczu Wyjadaczy z Detroit oraz Goblinów z Goraja, smutny artykuł o
głodujących charłakach w północnej Szkocji oraz zestawienie Najbardziej Uciążliwych Niechcianych Domowników,
na podstawie ankiety, przeprowadzanej wśród czarownic-gospodyń. Zobaczyłem
tylko, że na pierwszym miejscu jest gnębiwstrysk i zamknąłem gazetę.
Interesowały mnie fakty, a nie bajki.
Nigdy nie zrezygnowałem z bycia Śmierciożercą. Pogodziłem
się z myślą, że na zawsze będę po tej „złej” stronie, bo tak po prostu jest i
ma być. Nie zmienię niczego w minutę. Wciąż, widząc, jak czarodzieje brukają
swoją czystą krew mam ochotę zwymiotować, ale jedno postanowiłem już raz i na
zawsze, nie pokażę swojej nienawiści w tak choleryczny sposób, w jaki robią to
śmierciożercy. Nie będę potworem.
Kiedy woda się zagotowała, zaparzyłem herbatę, wrzucając
potem saszetkę do śmietnika pod zlewem. Pijąc parzący napój
podszedłem do okna i zacząłem przyglądać się ludziom przechadzającym się teraz
między blokiem naprzeciwko, a placem zabaw tuż obok, na którym bawiło się teraz
dwoje dzieci, śmiejąc się i krzycząc coś do siebie radośnie. Czasami brakowało
mi tego uczucia. Na tyle, na ile może brakować człowiekowi czegoś, czego nigdy
nie doświadczył. W dzieciństwie spędzałem wiele czasu na zabawię z mamą,
czasami ojciec zabierał mnie do Ministerstwa Magii, gdzie wycinałem
nieokreślone kształty z kartek leżących w gabinetach jego „przyjaciół”, ale
nigdy nie miałem rówieśnika, z którym mógłbym zwyczajnie przebiec przez całe
podwórko i czuć radość z tego faktu. Taka drobnostka, a jednak odbiła swoje
piętno na mojej osobowości.
Mój wzrok przyciągnął mężczyzna, który dźwigał duży,
czarny worek na plecach, widocznie zmierzając do kontenera na rogu ulicy.
Wyobraziłem sobie, że niesie w nim zwłoki swojej żony, z którą wczoraj pokłócił
się o kolor ścian do sypialni dla dzieci. Od kiedy zamieszkałem na tym osiedlu
tak wyglądało moje hobby. Patrzyłem się na ludzi i wyobrażałem sobie, jak
ciężkie grzechy mogą oni nosić na swoim sumieniu. W pewnym sensie poprawiało mi
to trochę samopoczucie, nie myślałem wtedy o tych okropnych rzeczach, których
doświadczyłem będąc blisko Voldemorta, ale z drugiej strony byłem całkowicie
świadomy, jak chora musi być moja wyobraźnia, by stwarzać takie obrazy, zanim
informacje w ogóle dotrą do mojego mózgu. Każdy z nas, w głębi duszy, jest psychopatą.
Można się szybko zorientować, uświadamiając sobie ilość wypowiedzianych
„mógłbym za to zabić…”, albo „rozszarpałbym go na strzępy…” naszym życiu. Niby
niewinne słowa, prawda?
Mężczyzna wrzucił worek do kontenera, ale wracając minął
staruszkę, która popatrzyła się na niego okrągłymi ze strachu (lub, ze
zdziwienia, trudno było rozpoznać z takiej odległości) oczami i wskazała na
niego wykrzywionym palcem, wypowiadając przy tym jakieś słowa, których nie
dosłyszałem, ponieważ okno było zamknięte.
Ona wie o morderstwie – pomyślałem, a potem sam zaśmiałem
się na głos z mojej głupoty. – Przecież nie ma żadnego morderstwa. Nie ma,
Draco, słyszysz to?!
Potrząsnąłem głową, by pozbyć się myśli dotyczących
mężczyzny i starszej kobiety i odszedłem od okna, przeczesując sobie przy tym
włosy dłonią.
Umyłem się szybko i ubrałem w pomiętą koszulę, którą
znalazłem w szafie. Po chwili ściągnąłem ją szybko przez głowę i starając się
przypomnieć sobie zaklęcie prasujące ubrania, przemierzałem pokój w
poszukiwaniu grzebienia. Dzisiaj miałem się spotkać z rodzicami, a jeszcze
wcześniej wstąpić do Pansy, więc musiałem wyglądać chociaż po części jak
czarodziej czystej krwi, a nie jak jakiś charłak.
Spróbowałem wymówić niewyraźnie ammorgate, w razie, jakby to nie było odpowiednie zaklęcie, ale
koszula wyprostowała się w najbardziej pomiętych miejscach, więc już trochę
pewniej rzuciłem zaklęcie celując różdżką w ubranie.
Kompletnie ubrany i uczesany, wyszedłem z domu chowając
różdżkę w długą, wewnętrzną kieszonkę koszuli.
Na zewnątrz powitało mnie słońce, tak bardzo kontrastujące
do mojego nastawienia z jakim szedłem do domu Pansy Parkinson. Mojej… dziewczyny.
___________________________
Wiem, przepraszam. Wczoraj późno wróciłam z Puław i nie miałam jak dodać nowego rozdziału. Za tydzień wyjeżdżam do Francji, ale na termin pojawienia się nowej notki powinnam wrócić. Tak się zastanawiam - może dodawać je trochę częściej? Co o tym myślicie?
Tak,tak,tak! Proszę dodawaj notki częściej.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie mogą pojawiać się nawet codziennie,
ale wiem,że to niemożliwe, więc może raz w tygodniu? Byłoby fajnie gdybyś dodała coś
jeszcze przed twoim wyjazdem.
Co do nowego rozdziału nie mam żadnych zastrzeżeń.
Cieszę się,że zaczynasz pisać z perspektywy Draco.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
mam nadzieje że wkleisz coś przed wyjazdem.
Pozdrowienia.
Orchidea
Chyba tak zrobię ;) Dzięki za komentarz
UsuńPerspektywa Dracona to jest to, co lubi się najbardziej. Bardzo miłe hobby, nie ma co :D Ale wiesz... czasem mam tak podobnie, więc myślę, że to normalne, iż on, Draco malfoy śmierciożerca, ma na co dzień takie myśli. Ma bardzo bujną wyobraźnię, ale może przecież być tak, że te jego myśli się sprawdzają, prawda? Poza tym cieszę się, że Draco wie jak zagotować wodę na herbatę. Szkoda by było, gdyby jednak okazał się takim kaleką, że nawet tego nie potrafiłby zrobić.
OdpowiedzUsuńWięc Pansy to jego dziewczyna... Zastanawiam się jaki udział będzie miała w tym, że wyląduje w jednej celi z Hermioną, bo domyślam się, że do tego właśnie dążysz :)
Tak jak pisałam o kreacji Hermiony pod wcześniejszymi notkami: kreacja bohatera, mimo że to 1-wszy rozdział, jest genialna! Zauważyłam, że ostatnio nadużywam tego słowa, ale nie potrafię inaczej tego określić. Wprawdzie mogłabym napisać w innym języku, żeby się nie powtarzać, ale znaczenie byłoby dokładnie takie samo. Tak więc: jestem zachwycona Draconem!
Co do dodawania notek: ja też jestem jak najbardziej na tak, jeżeli chodzi o to, by dodawać je częściej :D
Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna. Mój nr gg to 40067275. Albo blog: http://poemsfanfictions.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
Poem
Haha, pewnie dalsze części opowiadania Cię zaskoczą, ale na razie nie chcę nic więcej zdradzać. Oczywiście będę Cię powiadamiać, ale na blogu, dobrze? Nie korzystam z gg zbyt często ;)
UsuńUwielbiam Twoją wersję perspektywy Dracona. Jak już mówiłam jest bardzo realna. Tak, jakbym tam była i widziała, jak parzy tę herbatę. Co kompletnie mnie zdziwiło, no bo... On zawsze był takim trochę życiowym kaleką, którą wszyscy wyręczali we wszystkim... W każdym razie jest naprawdę co raz lepiej. Wiesz, że kocham Twój język, styl i to coś, czym przyciągasz naszą uwagę? Nie? No to już wiesz!
OdpowiedzUsuńBuźka kotek, Twoja Scarlett <3
pansy? serio dziewczyną błaagam
OdpowiedzUsuń