Dobra! Nie mam pojęcia jak będą pojawiać się nowe rozdziały. Są wakacje, wiec po prostu będę je publikować, kiedy będę mieć wolną chwilę. I tak czyta to jakieś trzy razy mniej osób niż poprzednie opowiadanie, więc rozumiem, że historia nie jest porywająca. Trudno...
________________________________________
„Przyjaciele są jak
ciche anioły, które podnoszą nas,
kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać”
Antoine de
Saint-Exupéry
Monsy Bar było małą knajpką, którą regularnie
odwiedzaliśmy całą paczką. Ja, Pansy, Zabini i jego dziewczyna, Rosalie
Skinson. To było również jedno z pierwszych miejsc, które postanowiło
obsługiwać jedynie czarodziejów czystej krwi. Niezwykle postępowe.
Kiedy wszedłem do środka zatłoczonej Sali wraz z Pansy,
ubraną w jedwabną, niebieską sukienkę, ze stolika w rogu pomachał do nas
Zabini, który zdążył już zamówić dwa drinki da siebie i swojej dziewczyny.
Wystrój wnętrza pozostawiał wiele do życzenia, ale sam bar
był położony w dogodnym miejscu na osiedlu robotniczym i przyciągał wielu
zmęczonych ludzi po pracy. Krzesła obite były w sztuczną, czerwoną skórę a na
stolikach leżały zwykłe ceraty kupione prawdopodobnie w kiosku za rogiem. Na
szczęście jedzenie było tu dobre, a szpicle rzadko tu przychodzili, więc można
było swobodnie porozmawiać.
- Siadajcie, mamy wam coś ważnego do powiedzenia –
powiedział od razu Blaise, a Rosalie, która ubrała się dzisiaj w czarną
marynarkę i prześwitującą bluzkę pod spodem, a swoje rude włosy spięła w koka z
tyłu głowy, uniosła podbródek.
Zajęliśmy miejsca na przeciwko nich i skupiliśmy wzrok na
Blaisie, który wyglądał na wyjątkowo rozentuzjazmowanego.
- Widzę, że szykuje się coś dużego – powiedziałem.
- Owszem, drogi kolego! – powiedział podnosząc w górę
swoją szklankę z drinkiem. – Pobieramy się! – to mówiąc uścisnął Rozalie mało
nie wylewając przy tym drinka.
- To wspaniale – wykrzyknąłem i zamówiłem szybko butelkę
czerwonego wina u barmana. Pansy wyglądała na lekko zmieszaną na początku, ale
zaraz zreflektowała się i uśmiechnięta pytała Rosalie o jej pomysły na suknię
ślubną. Z tego co usłyszałem, marzył się jej wielki tren i mnóstwo koronek.
- Wiecie już kiedy będzie ślub? – spytałem patrząc przy
tym z lekką obawą na Pansy, która wypiła trzy-czwarte lampki wina na raz.
- Myślimy o październiku – powiedział Blaise uśmiechając
się przy tym od ucha do ucha.
- Łał, Blaise… To już za cztery miesiące! Śpieszycie się z
jakichś konkretnych powodów? – spytałem patrząc się znacząco na Rosalie. Wpadki
się zdarzają, nawet u czystokrwistych czarodziejów.
- Tak, bracie – powiedział Blaise poklepując mnie po
ramieniu ponad stolikiem. – Sytuację polityczną.
Zabini zaśmiał się, a już po chwili wtórowała mu Rosalie.
Odetchnąłem z ulgą.
- To co stary? Ślub, dom, potem dzieci, hę? – podniosłem
znacząco brwi nie wierząc, że mój przyjaciel mógłby się kiedykolwiek tak
ustatkować.
- Szczerze, to planujemy najpierw wyjechać na kilka
tygodni. Zaraz po ślubie – powiedziała Rosalie kładąc dłonie na stoliku i patrząc
się prowokująco w moją stronę. Wiedziałem, że lubi mi dogryzać, ale czasami…
była za gorąca, żeby się z nią kłócić. Aż żałowałem, że to dziewczyna…
narzeczona mojego kumpla. A zaraz potem miałem wyrzuty sumieniu względem Blaise
i Pansy.
- Gdzie? – spytała się Pansy po raz pierwszy zabierając
głos w tej rozmowie.
- Myśleliśmy o Azji, może Japonia? Indie? Mają bogatą,
magiczną historię, no i… niektóre nowości stąd jeszcze tam nie dotarły.
Doskonale wiedziałem, że chodzi jej o śmierciożerców,
którzy już w tym momencie mieli pod władaniem prawie całą Europę (Portugalia,
Włochy i Słowacja wciąż stawiały opór reformom) i większość Ameryki (w
przypadku niektórych państw po prostu nie opłacało się działać). Sam brałem
udział w walce w Kanadzie, która była jedną z najtrudniejszych, ponieważ
pomagały jej wojska ze Stanów Zjednoczonych, które nie zostały zlikwidowane po
obaleniu dotychczasowej władzy.
Jednak nawet w środowisku tak „czystym” jak goście baru
Monsy’ego niebezpiecznie było rozmawiać o sprawach dotyczących śmierciożerców. Wszędzie
ukrywali się szpiedzy, którzy z miejsca donosili o wszelkich „wątpliwościach”
obywateli co do działającego ustroju.
- W takim razie będzie wieczór kawalerski! – wykrzyknąłem
zacierając ręce.
- Tylko spokojnie, Malfoy – powiedział Blaise uśmiechając
się. – Rosalie już zastrzegła pewne rzeczy, które nie będę mile widziane na
imprezie.
- Rosalie, ty to umiesz zepsuć najlepszą zabawę –
zaśmiałem się.
- Rose, możemy wyjść na chwile do łazienki – spytała się
jej Pansy, po czym obie wstały od stolika i skierowały się w stronę damskich
toalet.
Popatrzyłem za nimi aż nie zniknęły wśród tłumu gości,
wtedy pochyliłem się nad stolikiem i wyszeptałem do Blaise:
- Dzisiaj miałem się oświadczyć Pansy.
- Stary, nie rób tego – powiedział Blaise. Zaskoczył mnie.
– Oświadczyłem się Rosalie dwa dni temu, a ona już nie daje mi spokoju. A to
jakieś kwiaty, kapela, tu jeszcze catering. Chciałem żeby do stołu podawała
skrzaty, tak jak w Hogwarcie, ale ona uparła się, że to zabierze za dużo
pieniędzy, a dzisiaj z rana przeglądała katalogi w których najtańsza suknia
była za jakieś dwadzieścia tysięcy! Mówię ci, ślub to koszmar.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo dziewczyny już
zbliżały się do stolika śmiejąc się z czegoś pod nosami.
- Wiedzieliście, że długość życia skrzata zależy od
wielkości jego nosa? – Pansy wydawała się być zachwycona tym odkryciem.
Zaśmiałem się widząc jak ją to cieszy.
- To fascynujące kochanie. Wiedziałaś, że jedzenie
podawane przez skrzaty to najbardziej modny sposób na urozmaicenie wesela
według tygodnika czarownica?
- Świetnie, Draco. Ale to nie my bierzemy ślub – Pansy
popatrzyła się na mnie z pobłażaniem, ale kontem oka widziałem, że Blaise rzuca
Rosalie spojrzenie typu „A nie mówiłem?”. Uśmiechnąłem się tylko.
- A tak swoją drogą to… szampan się skończył – popatrzyłem
zdziwiony na butelkę. Przecież wypiliśmy dopiero po jednym kieliszku,
przynajmniej ja. Pansy uciekła gdzieś wzrokiem, a potem zawołała szybko kelnera
i poprosiła o coś mocniejszego. Kelner przyszedł z czterema szklankami
wypełnionymi ognistą whisky.
- Jezu, kotku, jak to wypijesz będziesz mogła lewitować –
powiedziałem obawiając się by i tym razem napój w dziwny sposób nie wyparował
ze szklanki Pansy.
- Sprawdźmy – powiedziała i przystawiła szklankę do ust.
Zareagowałem natychmiast i stanowczym ruchem odstawiłem jej whisky na stół.
- Nie przesadzaj, dobrze. Zaczynam się martwić – Blaise
nie zaśmiał się i byłem mu za to wdzięczny. Wyglądało na to, że moja dziewczyna
zaczyna mieć problemy z piciem.
- Przestań, chce się po prostu upić. Czy to zabronione? –
popatrzyła się na mnie rozdrażnionym wzrokiem, ale postanowiłem nie reagować.
Wciąż nie pozwalałem jej podnieść szklanki mimo, że walczyła o nią wytrwale. W
końcu poddała się i opadła na oparcie swojego krzesła.
- Pansy, spokojnie. Wyjdziemy gdzieś jutro razem i
zaszalejemy – powiedziała Rosalie uśmiechając się do przyjaciółki.
- Dzięki, że mnie wspierasz, Rose – wkurzyłem się, że mimo
moich starań dziewczyna nie widzi problemu w zachowaniu Pansy. Rosalie posłała
mi tylko jedno ze swoich spojrzeń typu: „Co ty nie powiesz” i zagadnęła Pansy o
najlepsze miejsce na wesele ślubne według niej.
‘Nie przejmuj się nią’ – mówił mi wyraz twarzy Blaise.
Wypiłem dwa łyki ognistej whisky czując jak gorąco rozchodzi
się po moim ciele, zaczynając od klatki piersiowej a kończąc na palcach u stóp.
Nagle Blasie zaczął się niekontrolowanie śmiać, między próbami zaczerpnięcia
oddechu, wydusił:
- A pamiętasz, jak kiedyś wypiłeś dwie szklanki ognistej a
potem turlałeś się po całej Sali krzycząc, że jesteś wężem Slytherinu?
- Eee, nie – powiedziałem, błagając w myślach, by Blaise
zakończył tę historię w tym momencie. Rzeczywiście niewiele pamiętałem z
tamtego dnia, ciągle jednak mam przed oczami następny poranek. Obudziłem się
koło jakiejś dziewczyny, która w dodatku nie potrafiła kompletnie nic
powiedzieć po angielsku, byłem w nieznanym mi motelu, gdzieś w Walii
(przypominam, że impreza zaczęła się w środku Londynu), do tego mój portfel
gdzieś zniknął. Dlatego wolałbym, by Pansy nie dowiedziała się niczego co
mogłoby postawić nasz związek pod znakiem zapytania.
- Próbowałeś namówić jakiegoś gościa, żeby udawał lwa, ale
wszyscy od ciebie uciekali, bo ledwo mogłeś ustać na nogach.
- Naprawdę? – zaciekawiła się Pansy zaplatając dłonie i
opierając na nich podbródek. – Nigdy nie opowiadałeś mi tej historii, Draco.
- Bo nie ma co opowiadać, serio – posłałem Blaise’owi
mordercze spojrzenie.
- Tak, rzeczywiście. Trochę się jednak zdziwiłem, że jakiś
portier zadzwonił do mnie z Walii bym odebrał kolegę…
- Blaise! Zamknij się! – powiedziałem uderzając ręką o
blat.
- No dobra, dobra, przecież już nic nie mówię! – podniósł
obie dłonie w geście niewinności.
Pansy wywróciła oczami i wróciła do rozmowy z Rosalie na
temat dekoracji kwiatowych.
- Wiesz, chyba będę musiał już się zbierać – powiedziałem
wyczuwając, że jutro i tak będę miał ekstra poranek po zmieszaniu ze sobą wina
z whisky. – Żegnam panie. Pansy wybacz, że cię nie odprowadzę, ale muszę
jeszcze wstąpić do rodziców po jakieś dokumenty.
To było oczywiście kłamstwo, ale chciałem pobyć przez
chwilę sam. Tak po prostu, by odpocząć od rozmów.
- Spokojnie, nie martw się. Teleportuje się prosto do domu
– powiedziała Pansy, uśmiechając się.
- Może lepiej, żeby Rosalie i Blaise się tobą
zaopiekowali? – spytałem widząc, że moja dziewczyna jest wystarczająco
wstawiona, by nie móc się odpowiednio skupić na celu teleportacji.
- Jasne, to żaden problem – powiedział Blaise kiwając
głową. – Do zobaczenia w poniedziałek w pracy.
- Do zobaczenia.
Wyszedłem na chłodne, nocne powietrze. Zanim się jednak
zorientowałem, ktoś wymierzył zaklęcie prosto w moje ramię.
_______________________________________
Chciałabym podziękować tym kilku wiernym czytelnikom, którzy mimo wszystko przetrwali przy mnie :) Jesteście wspaniali!
Hahaha! Jestem pierwsza - lecę czytać
OdpowiedzUsuńI ja się zabije. Już miałam dodawać komentarz, już wszystko miało być cacy, a tu... Brak połączenia z internetem. Ja nie... ta zniewaga krwi wymaga .
UsuńAle mniejsza z moimi problemami z internetem. Kochanie rozdział bardzo ładnie opisany, Draco naprawdę chyba coś czuje do Pansy, bo jest wobec niej opiekuńczy, troskliwy i w ogóle, nawet z tym alkoholem. Czyżby Pansy miała problem? Oby nie, bo mogłoby to co nieco pokomplikować. jeszcze ta końcówka. Kotek, Ty wiesz w jakim momencie zakończyć, żeby zaciekawić czytelnika. No i w głowie mam jednak cały czas te wątpliwości. Bo miłość Draco do Pansy jest dla mnie jasna, ale na odwrót to trochę nie za bardzo. Ona i ta Rose trochę mnie denerwuje, dwie sekutnice... To one zrobiły coś, żeby Dracon wylądował w w więzieniu?
Czekam na ciąg dalszy i życzę duuuużo weny, Twoja Scarlett.
Czyli Pansy miała coś wspólnego z tym, że Draco został zamknięty z Granger. Myślę, że ta cała Rosalie również maczała w tym palce, ale możliwe, że to tylko moje domniemania. Rozdział bardzo ciekawy :) Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam, Poem
OdpowiedzUsuńOj kobieto dodajesz te rozdziały szybciej niż nadążam komentować :D ale to oczywiście bardzo dobrze. Przynajmniej ty jedna masz wenę. Ja co prawda już jestem blisko zakończenia kolejnego rozdziału na mojego bloga, ale i tak idzie mi to jak po grudzie, więc zazdroszczę ci weny, oj zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to widzę, że zaczyna się robić coraz ciekawiej. Mam mieszane uczucia co do tej Rosalie, ale chyba bardziej nie nie lubię niż lubię. Pansy trochę mi szkoda, ale jeszcze zobaczymy czy słusznie. Najbardziej oczywiście szkoda mi Draco. Jego rodzice zostawili go tam samego na pastwę losu. Widzę, że skoro już zaczyna się powalanie ludzi zaklęciami to znaczy, że zmierzamy do punktu wyjaśniającym dlaczego Draco trafił do tej celi z Hermioną. Bardzo mnie ciekawi o co w tym wszystkim chodzi oraz kto walnął tym zaklęciem. Mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo. Tym razem postaram się skomentować od razu, obiecuję, bo widzę, że jak odkładam to sobie na później to kolejny rozdział pojawia się zanim zdążę skomentować poprzedni. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo weny (jak na razie widzę, że cię nie opuszcza, ale tego nigdy za wiele :D) Agnes
Szczerze, to właśnie skończyłam pisać kolejny rozdział, więc chyba z moim Wenem jest na serio dobrze!
UsuńNie zaprzyjaźniaj się z żadnym z moich bohaterów - serio, nie warto!
;)
Hejooo!Jak ja nienawidze Pansy!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu ale ta postać mnie strasznie irytuje.
Szczerze mówiąc to z niecierpliwością czekam na moment
w którym Draco spotka Hermionę.
Jeśli chodzi o całokształt to jest ok.
Cieszę się,że częściej dodajesz notki:D
Życzę duuużo weny!
Pozdrawiam
Orchidea