„Wspomnienia zniekształcają
perspektywę,
a te najbardziej żywe potrafią
unicestwić czas”
Stephen King „Historia Lisey”
Po raz kolejny zabrakło nam jedzenia. Głód
stał się czymś na porządku dziennym, ale powoli zaczynałam zauważać do czego
doprowadza taka dieta. Ron zrobił się taki odległy, milczący. Wychodzi z
namiotu na długie godziny i wraca jeszcze bardziej zdołowany. Widzę, że takie
życie mu nie służy. Nie służy żadnemu z nas. Wczoraj złapali Deana Thomasa i
Lunę Lovegood. Mówili o tym w „Potterwarcie”. Powoli wszyscy nasi znajomi
zostali odnajdywani w swoich kryjówkach i zabierani do jednego, wielkiego
Niewiadomoczego. Śmierciożercy byli sprytni, to trzeba im przyznać. Już kilka
razy wyraźnie stąpali nam po piętach, ale udawało nam się uciec. Ron zawsze po
takiej eskapadzie był przybity. Z resztą, kiedy on nie był przybity?! Było mi
go tak szkoda…
Dziś z rana wyszedł cicho z namiotu.
Obudziło mnie stąpanie jego gołych stóp po runie leśnym na zewnątrz. Nie
odchodził nigdy daleko, bo wciąż widziałam jego słaby cień na ścianie namiotu,
ale oddalił się wystarczająco, bym nie usłyszała co mówi. A mówił coś na pewno.
Słyszałam jak szepcze coś do siebie, bo
raczej nie mógłby spotkać nikogo w tym miejscu. Gdyby tak było, przecież by nam
powiedział, albo krzyknął zaalarmowany.
Wstałam, by do niego dołączyć. Martwiłam
się, że mówienie do siebie może być pierwszym objawem paranoi w jaką wpadał
Ron. Ostatnio wszędzie widział śmierciożerców, którzy na nas czyhali, za każdym
rogiem, drzewem, a nawet pod kamieniami. Nie zasnął póki nie obszedł całego
terenu i nie sprawdził każdej potencjalnej kryjówki. Z jednej strony było to
konieczne, ponieważ nasi przeciwnicy byli szybcy, silni i bardzo sprytni, ale
Ron przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Przez to całe ukrywanie przestał
ze mną rozmawiać. Przestał nawet na mnie patrzyć. Czasami wydawało mi się, że
ma coś na sumieniu, jakby to była jego wina, że się tutaj znaleźliśmy.
Próbowałam go pocieszyć, ale odsuwał się wtedy ode mnie. Jakby to był całkiem
obcy dla mnie człowiek.
Chciałam wyjść z namiotu, ale Ron stanął w
wejściu i popatrzył się na mnie. Przez chwilę widziałam w jego oczach
zaniepokojenie. Czy to dlatego, że mnie zobaczył? Potem jednak jego twarz znów
stała się obojętna i spytał się mnie:
- Dlaczego nie śpisz, Hermiono?
- Usłyszałam kroki, ale to byłeś ty –
postanowiłam nie pytać się go, co robił poza namiotem. Ostatni był bardzo
wrażliwy na to pytanie. Wiedziałam, że doprowadza tym do szału Harry’ego, ale
nie mogłam nic na to poradzić. Z Ronem obchodziłam się jak z jajkiem.
Zapadła cisza, w trakcie której Ron wciąż
patrzył się na mnie swoim pustym wzrokiem, tak, jakby chciał mi coś powiedzieć,
ale nie mógł.
- Kocham Cię, Hermiono. Wiesz o tym? –
powiedział wyciągając do mnie rękę. Poczułam, że w oczach, wbrew mojej woli,
zbierają się łzy. Nie rozmawialiśmy od bardzo dawna i brakowało mi tego.
- Wiem – powiedziałam ze ściśniętym gardłem.
- Musimy uciekać – odrzekł nagle. – Oni już
tu są.
Skamieniałam ze strachu. Otworzyłam szeroko
oczy i wpatrywałam się w niego, ale on nie parsknął śmiechem mówiąc: „Tylko
żartowałem, Hermiono. Nic nam nie grozi”, lecz wciąż stał przede mną z twarzą
wypraną ze wszelkich emocji.
Jednym machnięciem ręki, brutalnie obudziłam
Harry’ego szepcząc: „uciekamy”, a po dosłownie kilku sekundach, cała nasza
trójka wybiegała z namiotu pomiędzy drzewa. Ron nie kłamał, Śmierciożercy
pojawili się przy nas, gdy tylko wybiegliśmy z pola magicznego, które nas
chroniło. Rozdzieliliśmy się, mimo, że zawsze obiecywaliśmy sobie tego nie
robić, szczególnie w niebezpiecznych sytuacjach. Ron gdzieś zniknął a ja
widziałam przed sobą tylko Harry’ego, który w pośpiechu wyciągał ze swojej
torby pelerynę niewidkę. Wtedy się zatrzymałam, absolutnie pewna, że żadne
zaklęcie śmierciożerców mnie nie dosięgnie. I krzyczałam… krzyczałam do
Harry’ego, by biegł, bo gonią go wrogowie…
***
Po raz kolejny
odpłynęłam myślami daleko od tego lochu. Jak mogłam być tak głupia, by nie
widzieć tych wszystkich rzeczy, które Ron robił za naszymi plecami? Jak mogło
mi być go żal? Jak mogłam uwierzyć mu, że mnie kocha?
- Malfoy? –
powiedziałam cicho, czując, że mogę żałować potem tego pytania.
Podniósł lekko głowę patrząc na mnie średnio
zainteresowanym wzrokiem.
- Możesz mi coś
powiedzieć? – spytałam, wciąż zbierając się w sobie.
- Nie jesteś
gruba – powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Co? – wybił
mnie tym z rytmu.
- Zawsze jak
Pansy zaczynała rozmowę tym pytaniem, to chciała się mnie spytać o swój wygląd
– powiedział i zaśmiał się. W jego głosie było coś, czego wcześniej nigdy w nim
nie rozpoznałam. Coś jakby… czułość.
- Nie, nie o to
chodzi – uśmiechnęłam się lekko, tylko z grzeczności i zawstydzenia. – Możesz
mi powiedzieć, jak to się stało, że Ron zaczął z wami pracować?
Wydusiłam to z
siebie i odetchnęłam z ulgą. Teraz byłam zdana tylko na łaskę i niełaskę
Malfoy’a. Albo powie mi prawdę, albo wyśmieje.
Zapadła cisza.
- No dobrze. Co
mi tam – powiedział w końcu i westchnął. –
Weasleya złapali Focus i Grembey na początku lutego. Włóczył się gdzieś
po lasach, czy coś. Nie byli zbyt rozgarnięci, więc nawet go nie rozpoznali,
ale zaczęli go torturować. Ot tak, dla zabawy. Wtedy on powiedział, że może
pomóc im złapać Pottera, więc przestali. Powiedział im też, że zna jego kryjówkę
i będzie się z nimi kontaktować i mówić im, gdzie mają go szukać. Trochę im
zajęło zgranie się, ale w końcu Weasley zaczął współpracować. Poznał nawet
Growgova, czy tego… ojca całej akcji – powiedział i uśmiechnął się sam do
siebie na to porównanie. – Growgov obiecał mu jakąś niezłą nagrodę za złapanie
Pottera, ale on zawsze uciekał, gdy grupa była już blisko. Za którymś razem,
ktoś powiedział, że pewnie Weasley ostrzega go i dlatego nic im nie wychodzi.
Wtedy Growgov nieźle się wkurzył i zagroził rudzielcowi, że jeśli tym razem nie
złapią Harry’ego, to on przypłaci to życiem. I wtedy złapali ciebie. Podobno
Weasley widział, że już nie uda im się dorwać „wybrańca”, więc zablokował
ciebie, by nie wracać z pustymi rękoma.
Hermiona dodała
sobie w myślach ostatnie zdanie, którego Malfoy nie wypowiedział, ale wyraźnie
zawiesił w powietrzu: „Poświęcił ciebie, by ratować swój tyłek”.
Ronaldzie Weasley! Ty mały, wredny, paskudny szczurze! Jak mogłeś?!
OdpowiedzUsuńNo dobra, nie czepiam się - ja też nie zrobiłam z niego aniołka w swoim opowiadaniu :P.
Rozdział świetny, a szczególnie ta rozmowa Malfoya z Hermioną.
Kochanie, czy będą tu jakieś miłosne sceny, bo skupiasz się - oczywiście bardzo dobrze - na tym całym porwaniu i śmierciorzerstwie.... Ale gdzie jest to uczucie?!
Serdecznie pozdrawiam, Scarlett <3
Uczucie właśnie się rodzi, spokojnie... ;)
UsuńMam nadzieję xD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział, jak zwykle fenomenalny. Stwierdzenie, że Ron to dupek, jest za mało naładowane negatywnymi odczuciami, jednak nie chciałabym używać wulgaryzmów. Ja, podobnie jak Scarlett, wyczekuję, kiedy pojawi się uczucie. Takie gorzko-ironiczne gadki, owszem, są ciekawe, jednak ja czekam na jakieś emocje. Złość, radość, nienawiść - cokolwiek ;)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno, pragnę poinformować, że na blogu uwierzyc-w-magie pojawiła się poprawiona, zdatna do czytania druga część serii "Wędrówka po kilku miejscach". Zapraszam.
Pozdrawiam, Char
Witaj tutaj Otka z onetowskich hermionadracon i livingoutourdreams, jakiś czas temu przeniosłam się ze swoimi opowiadaniami dramione na blogspota. Zapraszam cię do ponownego zapoznania się z moimi historiami: Życie to bajka, Spełniając nasze marzenia i Zakręt. Być może zostaniesz ze mną na dłużej. Zapraszam pod adres http://niesmiertelne-rzeczy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej, z tej strony Alex, która za dzisiejsze zadanie postawiła sobie ogarnięcie aktualizacji, ażeby sme się aktualizowały i... to działa ! ;)
OdpowiedzUsuńOd dziś nie musisz informować nas o nowych notkach, ażeby każdy wiedział, że je dodałaś :)
Myślę, że to ułatwi i Tobie i nam robotę ;D
Pozdrawiam i życzę dużo weny we wrześniu ;*
Zapraszam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuń[twarz-z-cienia]
Pozdrawiam, Scarlett <3
To takie... hmm... nie wiem, jak można określić postawę Rona. To taki tchórz i zdrajca. Jak można poświęcić przyjaciół, by ratować swój tyłek? Nie rozumiem tego, ale... no cóż, tak na tym świecie już jest.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle fenomenalny. Aczkolwiek, tak jak moje poprzedniczki, czekam na jakiekolwiek emocje. Pozdrawiam
W końcu piszę ten komentarz :) Ostatnie dwa tygodnie były zabiegane, ale w końcu znalazłam chwilę żeby po nadrabiać zaległości :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Bardzo smutny i pełen emocji, ale piękny.
Ron ( jak w większości blogów, które ostatnio czytam ;P) to gnida i wredny cham. To co zrobił było po prostu perfidne!
Bardzo jestem ciekawa co będzie dalej. Wciągnęła mnie ta historia jak nie wiem. Mówię szczerze: to jeden z lepszych blogów jakie czytałam :) Piszesz po prostu genialnie :)
Skoro już wszyscy poruszyli ten temat to ja również się dołączam iż czekam na jakiś rozkwit uczucia :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :) Agnes
oki cofam poprzedni komentarz ten rozdzial wszystko wyjasnił :)
OdpowiedzUsuń